środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział. 22

Malfoy i Granger wyszli z kawiarni w wyśmienitym nastroju. Te uczucia, ta muzyka... Draco świetnie to wykombinował. Racja, Hermionę nie jest łatwo namówić na "takie szaleństwa", ale jak chłopak wywnioskował, warto się trochę pomęczyć.
- Draco - powiedziała Hermiona wyrywając go z rozmyśleń.
-Tak?
- My mamy zadanie - powrót do rzeczywistości. Dlaczego musieli to robić. Po ostatnich dniach Dracon przepadł w zupełnie innym świecie.
- Racja -powiedział niby obojętnie - Ale...
- Ale co?
- Musisz mi to jakoś wynagrodzić - uśmiechnął się w ten swój irytujący sposób, humor mu wrócił.
- Malfoy, nie pogrywaj sobie ze mną...
- A chciałbym... - Hermiona już nic nie odpowiedziała bo widziała, że to nie ma sensu. Szli jeszcze chwilę i dopiero teraz doszło do niej w jak trudnej są sytuacji. Matka Harry'ego może żyć, Snape jest w Nowym Jorku, a jej chłopak nie wiadomo czego jest w to wszystko zamieszany.
- Złap mnie za rękę - rozkazała dziewczyna. Nawet nie pytał. Teleportowali i otoczenie zmieniło się drastycznie. Z pięknego miasta zakochanych dotarli teraz do deszczowego, szarego Nowego Jorku. Snape mógł być wszędzie, dosłownie wszędzie. Ruszyli z miejsca bez słowa. Brudne budynki, graffiti, teraz wszystko było ponure i chłodne. Dziewczyna miała same dziwne przeczucia, nie zdziwiłaby się kiedy jedna z przechodzących obok kobiet wbiła jej nagle nóż w plecy albo gdyby rozstrzelano ich na miejscu. Gdyby nie to, że dobrze znała ten zapach to pewnie walnęłaby teraz nachylającego się do niej Malfoya.
- Widzisz tego faceta w skórzanej kurtce i czarnych okularach? - zapytał szeptem, czuła jego oddech na szyi - Tu czuć eliksir wielosokowy - powiedział, zrozumiała. Odskoczyli pod ścianę niby się całując. Draco zasłonił ich swoją kurtką, a aktorstwo stało się rzeczywistością.
- Malfoy co ty robisz?! - syknęła kiedy udało jej się uwolnić z jego uścisku i oderwać od jego ust.
- Też muszę coś z tego mieć, skarbie - uśmiechnął się łobuzersko.
- Och zamknij się - powiedziała i odwróciła się do niego plecami. Już miała wydrzeć się na Ślizgona, że przez niego ten facet zniknął, ale widziała go bardzo dobrze. Był po drugiej stronie ulicy i wchodził do jakiegoś starego kina. Malfoy poprawiał włosy i zgrywał obrażonego.
- Idziemy, Draco - powiedziała Hermiona i od razu poszła w tamtą stronę. Chłopak prychnął, ale poszedł za nią. Przebiegli przez ulicę nie myśląc nawet, że jakieś auto ich potrąci. Granger otworzyła drzwi nieczynnego kina, zaskrzypiały. Już chciała sprawdzić, gdzie to się znowu jej chłopak podziewa, ale stał tuż za nią.
- Martwisz się o mnie - stwierdził.
- Pójdźmy na kompromis - zaproponawała dziewczyna.
- Słucham - powiedział blondyn i oparł się o framugę drzwi.
- Teraz ja rządzę, wieczorem ty.
- Tak jest pani kapitan! - zawołał Draco uradowany z takiego rozwoju akcji. Hermiona wywaliła oczami i weszła do środka. Było tu mnóstwo kurzu, scena i poszarpane stare fotele. Pod ścianą znajdowały się schody. Nagle ich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk. Hermiona rzuciła się biegiem do schodów, ale Malfoy złapał ją za ramię i odwrócił w swoją stronę.
- Wiem, że mamy umowę, ale na Merlina nie dotrzymasz słowa jak zginiesz przed końcem dnia - mówił niby żartem, ale w jego oczach kryła się troska - Obiecaj mi, że będziesz uważać. Obiecaj...
- Obiecuję - odparła z powagą. Chłopak złapał ją za rękę i oboje poszli w stronę schodów. Krzyki ucichły, teraz słyszeli tylko oddech drugiej osoby i jak serca im szybciej biją. Pierwszy stopień, drugi, trzeci... Kiedy schody się skończyły Hermiona gwałtownie nabrała powietrza do płuc. Draco ją złapał. Przed nimi była kałuża krwi, a w niej jakiś naszyjnik.
- Oprzyj się o ścianę - powiedział Draco do dziewczyny i schylił się po złoty przedmiot. Złapał za łańcuszek i wziął ociekającą krwią biżuterię. Na łańcuszku była ozdoba przypominająca klatkę dla ptaka z jednym małym rubinem. Nacisnął klejnot i zamiast przerażającej biżuterii trzymał w dłoniach papierowy liścik. "Róbcie tak dalej, a nie dożyjecie jutra" - ledwo przeczytał napis zniknął. Chłopak milczał chwilę. Przykucnął teraz i spojrzał w oczy Hermionie, która kuliła się pod ścianą. Twarz miała we łzach, cała drżała.
- Miona - odezwał się do niej - Miona skarbie, wracamy - powiedział Draco, a kiedy na niego spojrzała przeszył go ból, już nigdy nie chciał jej oglądać w takim stanie. Pomógł jej wstać i objął ją ramieniem. Kiedy zeszeli już na dół i mieli wyjść Dracon oglądnał się mając nadzieję, że już ostatni raz widzi to miejsce. Nacisnął klamkę, ale drzwi ani drgnąły. Poczuł, że Hermionę przeszedł dreszcz.
- Alohomora! - dalej nic. Zaczął się nerwowo szarpać z klamką.
- Cholera jasna! - wydarł się. Kopał w drzwi, walił pięścią, ale to nic nie dało. Hermiona zaczęła cicho płakać, a kiedy Malfoy tylko wyłapał dźwięk jej płaczu zatrzymał się gwałtownie. Objął ją mocno.
- Miona nie płacz - szeptał do niej - jesteś silna, dasz radę, my damy radę...
Znaleźli sobie jeden pusty pokój. Nie było tam nic niepokojącego, ale też nic z czego mogliby się cieszyć. Usiedli pod ścianą. Draco bez kurtki, próbujący zgrywać twardego, Hermiona opatulona kurtką swojego ukochanego trzęsła się przerażona. Z góry doszedł ich kolejny przeraźliwy krzyk. Gryfonka wtuliła się w chłopaka i płakała mu w rękaw.
And if we shoull die tonight - zaczął chłopak cicho śpiewać - Then we shoul all die together.Raise a glass of wine for the last time,Calling out father of
prepere as we will, Watch the flames burn auburn on The mountainside Desolation comes upon the sky...
Hermiona wpiła się w jego usta gwałtownie.
- We shoul all die together - powtórzyła i wróciła do pocałunku. Całowali się jak szaleni szukając odrobiny szczęścia w krainie śmierci. Ona mierzwiła mu włosy, on ściskał ją z całych sił. And I see fire, hollowing souls... Ludzie giną każdego dnia, w każdej chwili. Jeśli oni mieli zginąć tej nocy to czuli się zaszczyceni taką śmiercią, śmiercią w walce z przeznaczeniem, śmierć u boku tej jednej, jedynej osoby. I see fire , blood in the breeze and I hope that you remember me... Nigdy nikt nie kochał bardziej niż ta dwójka. To był zwykły związek dwójki zakochanych ludzi, ale przyszedł sztorm. To jak miłość z bajki, bajki którą rodzice straszyli niegrzeczne dzieci. Krzyki z góry ucichły, a może to oni ich do siebie nie dopuszczali. Zatracili się całkowicie w tym porywie namiętności, liczyli się tylko oni. Kurtka Dracona leżała teraz gdzieś rzucona w kąt, nie mieli nic, tylko siebie nawzajem. Uczyli się siebie na nowo, a byli to bardzo pojętni uczniowie. Teraz nawet trzęsienie ziemi by im nie przeszkodziło. Wszystko prze ogień, który rozpalali coraz bardziej aż w ich sercach wybuchł pożar...
**********************
Jest to taki nie długi rozdział, ale mam nadzieję, że jakoś wynagrodziłam Wam moją długą nieobecnosć. Czekam na Waszą opinię :)

4 komentarze:

  1. Boże! To jest świetne! :3 wspaniale piszesz! Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta wyżej dobrze gada, polać jej!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe :). Chociaż zastanawia mnie, czemu w tym opuszczonym kinie, gdy główne wejście okazało się być zamknięte, nie zaczęli szukać jakiegoś okna lub innego wyjścia... Chociaż ta scena, gdy śpiewał, była przesłodka... :)
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Zapraszamy do nas!
    http://gabiigabi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie polecam

ZAPRASZAM I POLECAM! ;)

Harry Potter - Delivery Owl