Następny rozdział może pojawić się dopiero za dwa tygodnie! Powód? Nowy blog i brak czasu. Oczywiście nie mam najmniejszego zamiaru przestać pisać "Love Never Dies", ponieważ przywiązałam się zarówno do opowiadania jak i do czytelników. Mam adresy blogów części z Was więc obiecuję poinformować każdego o nowej notce. Teraz zapraszam Was na nowego bloga:
http://drarry-writer-heart.blogspot.com/
Proszę, nie zraźcie się pairingiem. Ja też pierwszy raz piszę takie opowiadanie więc może być przy tym... ciekawie :) Co do Dramione - bądźcie cierpliwi. Mam nadzieję, że nowy blog spodoba Wam się tak samo jak ten! //Writer
Dramione - Love Never Dies
sobota, 20 czerwca 2015
środa, 27 maja 2015
Nigdy nie mów nigdy
UWAGA!
Ta miniaturka jest napisana dla mojej koleżanki z okazji urodzin, Sto lat Pati! *happy birthday to you*
Wiem, że nie jest to najlepsze opowiadanie i w ogóle moje pierwsze tego typu, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
+ całość jest pisanie raczej na żarty i po przeczytaniu tego trzy miesiące później stwierdzam, że jest sporo błędów. W najbliższej przyszłości mam zamiar to poprawić.
P.S Rozdziały będę co środę, a miniaturki ( nie koniecznie takie ) z piątku na sobotę co dwa tygodnie ;) A i jeszcze jedno:
CHCĘ ZMIENIĆ ADRES BLOGA WIĘC MAM NADZIEJĘ, ŻE TEN POST ZOBACZY JAK NAJWIĘCEJ OSÓB. ADRES: love-never-dies.blogspot.com
PISZCIE CZY TAKA ZMIANA WAM ODPOWIADA, A JA ZMIENIĘ POTEM, ŻEBY NIE BYŁO ZAMIESZANIA, ŻE NAGLE NIE MOŻECIE NIGDZIE ZNALEŹĆ TEGO BLOGA ;)
Nigdy nie mów nigdy
Harry zawsze był przeciwny przyjaźni Hermiony z Malfoyem bo wiedział czym może to zaowocować. Nie to, żeby nie życzył Granger szczęścia, ale nie mógł sobie wyobrazić ich razem, a najwyraźniej wszystko do tego zmierzało. Siedział w dormitorium całkiem sam więc myśli bombardowały go z każdej strony. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Otwarte! - zawołał myśląc, że to któryś z chłopaków, mylił się. W progu stanęli Malfoy i Hermiona. Czemu ona go tu przyprowadziła?
- Cześć Harry - powiedziała - Słuchaj, nie zostawiłam może tutaj mojej książki do eliksirów, nigdzie nie mogę jej znaleźć...
- Raczej nie - odpowiedział szybko, ale nie tyle przejął się jej pytaniem co bardziej myślał na co tutaj Malfoy skoro chodzi tylko o głupią książkę.
- Nawet nie sprawdziłeś, Potter - rzucił blondyn zimnym głosem - Złoty Chłopiec ma oczy dookoła głowy, hm?
- Malfoy zamknij się do cholery - warknął Harry. Malfoy nie odpowiedział mu, świdrował go teraz wzrokiem. Zaraz zaczęła się walka na spojrzenia. Stalowo błękitne i szmaragdowe tęczówki toczyły ze sobą bitwę na śmierć i życie. Nie potrzebowali słów bo byli w stanie zabić się wzrokiem. Po kilku minutach Malfoy uśmiechnął się w bardzo ślizgońskim stylu. Hermiona zadrżała widząc co się dzieje. Nie znała Draco długo i nie znała go dobrze, ale traktowała go jak przyjaciela i ten jego konflikt z Harrym ani trochę się jej nie podobał.
- Dość! - krzyknęła w końcu - Nie widzicie, że zachowujecie się jak dzieci?
- Nie wtrącaj się Hermiono - powiedzieli jednocześnie nie odrywając od siebie wzroku. Dziewczyna wywaliła oczami i ruszyła w stronę drzwi.
- Dajcie znać jak zmądrzejecie - powiedziała i trzasnęła drzwiami. Chłopaki podskoczyli na ten dźwięk. Gapili się teraz w drzwi jak głupi. Nagle oboje spojrzeli na siebie i wybuchli śmiechem. Malfoy upadł na łóżko Rona i tarzał się ze śmiechu. Pościel wylądowała na podłodze, a poduszką rzucił gdzieś w kąt pokoju. Jego zawsze starannie ułożone włosy były teraz w strasznym nieładzie, ale nie dbał o to. Tymczasem Harry spadł ze swojego łóżka i leżał teraz na zimnej podłodze, czuł jak po policzkach płyną mu łzy śmiechu. Wstał niezgrabnie i spróbował usiąść, ale ześlizgnął się z krawędzi łóżka i znowu upadł. Ignorując ból zaczął śmiać się jeszcze głośniej. Draco zerknął na niego i widząc jak nieszczęsny Potter siłuje się z poduszką dostał prawdziwego ataku śmiechu. Leżał teraz na brzuchu i wycierał twarz w pościel tak długo aż zorientował się, że to pościel Wiewióra. Przypominając sobie o Rudym odskoczył jak oparzony tak, że w efekcie wylądował na podłodze obok Wybrańca. Śmiał się teraz z wszystkiego, swojej głupoty, miny Pottera i całej tej sytuacji. Trwałoby to pewnie wieczność, gdyby nie to, że właśnie ktoś wylał na nich wiadro zimnej wody. Wytarli oczy i popatrzyli oszołomieni na zadowoloną z siebie Hermionę, która okazała się być sprawcą całego zamieszania.
- Dlaczego to zrobiłaś?! - zawołał Malfoy.
- Co ci do głowy strzeliło?! - dodał Potter. Obaj byli w szoku chociaż musieli przyznać, że zimna woda nieźle ich orzeźwiła.
- Chciałam tylko sprawdzić czy jeszcze się nie pozabijaliście - uśmiechnęła się szeroko.
- A na co ci niby była ta woda?! - ryknęli obaj jednocześnie i mimo, że to zdawało się być niemożliwe uśmiech Gryfonki jeszcze się poszerzył.
- Do jaskini lwa zawsze trzeba wchodzić ubezpieczonym - zaśmiała się.
Malfoy już trochę ochłonął i usiadł teraz na łóżka Weasleya przeczesując dłonią mokre włosy.
- Zajebiście, teraz przynieś mi suche ubrania - wysyczał. Hermiona zrobiła dziwną minę, o tym nie pomyślała.
- Ja mógłbym dać ci... - zaczął Harry, ale doszło do niego właśnie jakie to wszystko było dziwne, czy on właśnie chciał pożyczyć Malfoyowi swoje ciuchy?
- Super Potter, mam paradować w jakimś gryfońskim sweterku?
- Właściwie to w bluzce - Potter uśmiechnął się łobuzersko. Malfoy prychnął. Harry wstał, kapało z niego sporo wody, a kiedy chodził zostawiał mokre ślady. Podszedł do szafki i rzucił czymś w blondyna. Ślizgon przyjrzał się koszulce i na jego twarzy pojawiło się zniesmaczenie.
- Ty sobie Potter jaja robisz? - nie odrywał wzroku od bordowej koszulki z ogromnym godłem Gryffindoru po środku.
- Nie, Malfoy. Będzie ci pasować do...
- Do?
- Niczego - uśmiechnął się głupio, a Draco jeszcze raz popatrzył na koszulkę z jego koszmarów.
- Ubiorę to pod warunkiem, że ty jutro wyjdziesz na korytarz w kiecce Granger - powiedział tak jakby Hermiony wcale tutaj nie było. Dziewczyna prychnęła i poszła do pokoju wspólnego zostawiając ich samych.
- Ja cię do niczego nie przymuszam. Jak dla mnie możesz iść bez bluzki - odpowiedział Harry. Draco uniósł brew i popatrzył na niego jak na wariata. Po tym jak już stwierdził, że Potter to po prostu zboczeniec podjął decyzję, wziął tę przeklętą bluzkę i wstał.
- Gdzie macie łazienkę, Trinky Winky? - Harry wskazał mu odpowiedni kierunek ręką i chwilę potem Malfoy zniknął mu z oczu. Zielonooki westchnął. Co tu się do cholery działo? Jakim cudem jego największy wróg właśnie ubierał się w jego bluzkę, był w jego dormitorium i przede wszystkim, jakim cudem rozmawiali ze sobą jak ludzie? Chłopak nie poznał odpowiedzi na to pytanie bo do pokoju właśnie wparował Draco ubrany w odrobinę za małą szkarłatną koszulkę. Jego policzki były prawie tak samo czerwone jak barwy na bluzce. Harry zagryzł wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- I? - zapytał blondyn obejmując się rękami tak jakby chciał ukryć godło domu lwa.
- Bardzo... uroczo - chłopak nie wytrzymał i wybuchł głośnym śmiechem.
- Dzięki Potter, jesteś naprawdę zajebisty... - wymamrotał Draco i zniknął z pokoju.
(***)
Blondyn szedł w stronę lochów i po raz pierwszy w życiu czuł się bardzo zawstydzony. Przecież nie ma to jak Malfoy w gyfońskiej bluzce! Cały czas starał się jakoś zakryć to przeklęte godło, ale jego starania nic nie dawały. W rzeczywistości wyglądał on równie śmiesznie co uroczo. Szkarłatne i złote barwy na koszulce, czerwone policzki i platynowe włosy, które były teraz tak poczochrane jak nigdy. Był to też pierwszy raz w jego życiu kiedy przechodnie śmiali się cicho, a on nawet nie zareagował. Szedł i marzył tylko, żeby ta udręka jak najszybciej się skończyła. Kiedy zbliżał się już do lochów przypomniał sobie, że piekło ma się dopiero zacząć. Tak, prawdziwym wyzwaniem miało być teraz przejście przez pokój wspólny. Jedyną rzeczą jakiej teraz naprawdę zazdrościł Wybrańcowi była to durna peleryna ( wcale nie taka durna, ale to przecież Dracon Malfoy, jak miał to niby nazwać? ) W końcu zorientował się, że już doszedł do kamiennej ściany, a najgorsze czekało go właśnie za nią. Wziął głęboki wdech.
- Czysta krew - powiedział i przełknął głośno ślinę. Kiedy tylko pojawił się w środku z ulgą zauważył, że w pokoju nie ma wielu osób, a nikt na niego nie patrzył. Jego oczy zwróciły się tam gdzie właśnie powinny i zauważył skórzaną kurtkę Blaise'a rzuconą na sofę. Wiedział, że Diabeł by się nie obraził, a nawet jeśli tak to w tym momencie jego duma była ważniejsza. Zarzucił na siebie kurtkę przyjaciela i oddychając już normalnie ruszył w stronę sypialni. Kiedy znalazł się w środku szybko zamknął drzwi i wręcz zerwał z siebie tę przeklętą bluzkę. Miał zamiar siedzieć tu całą długą przerwę, wcale nie uważał, że właśnie traci 30 minut wolności, ale miał dość wrażeń jak na razie. Nie zakładając na siebie nic skoczył na łóżko, położył się i zamknął oczy. Zaczął wspominać to co wydarzyło się dzisiaj i uśmiechał się sam do siebie. Dawno się tak dobrze nie bawił. Pamiętał ten uśmiech na twarzy Pottera, te jego szmaragdowe oczy i kruczoczarne włosy sterczące na wszystkie strony świata... Przeklął w myślach. Czy on właśnie rozmarzył się na myśl o chłopaku? Gorzej! Czy on właśnie rozmarzył się na myśl o Złotym Chłopcu?! Nie dane mu było dłużej nad tym rozmyślać bo usłyszał jak ktoś puka do drzwi.
- Smoku, otwieraj! - zawołał Zabini zza drzwi szarpiąc się z klamką - Mam... informacje - Draco znał go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że uśmiechnął się teraz szeroko.
- Nie mam bluzki - powiedział Malfoy bez emocji.
- Gówno mnie to obchodzi, otwieraj! - słysząc ekscytację w głosie przyjaciela Draco westchnął z rezygnacją. Otworzył drzwi zaklęciem, rzucił różdżkę na szafkę nocną i schował się pod kołdrą. Blaise szarpnął za klamkę raz jeszcze i wpadł do środka. Na widok Malfoya okrywającego się kołdrą jak małe dziecko, które udaje chorobę, żeby nie iść do szkoły wybuchł śmiechem. Malfoy westchnął i usiadł na łóżku jak człowiek.
- Dowiem się już czemu mi do cholery przeszkadzasz w nic nie robieniu? - zapytał i ziewnął. Ciemnoskóry uśmiechnął się łobuzersko.
- A tak sobie pomyślałem, że może zainteresuje cię taka jedna plotka o, której chyba jedyny nic nie wiesz...
- No mów, że w końcu - powiedział Malfoy, który myślami zdawał się być gdzie indziej.
- No wiesz, ostatnio jak odciąłeś się od świata jak to lubisz to Potter zerwał z Weasley'ówną - chłopak uśmiechnął się znacząco. Draco wiedział, że Ginny Weasley jest w typie Zabiniego, ale to nie ta informacja miała dla niego znaczenie. Chciał sam sobie dać mocno z liścia kiedy znów przyłapał się na rozmyślaniu o Potterze. Szybko się ocknął i pomyślał, że wypadałoby się odezwać.
- No to zarywaj - powiedział.
- Ty też - chłopak uśmiechnął się iście ślizgońsko i w efekcie dostał poduszką w twarz.
(***)
Harry szedł na kolację bardzo szczęśliwy, uśmiechał się cały czas chociaż nie miał powodu. Kiedy zerwał z Ginny poczuł się w jakimś stopniu wolny, ale to było coś więcej. Na niczym nie mógł się skupić, a przyjaciele już zaczynali mieć go dość. Nagle poczuł, że na kogoś wpada. Podniósł wzrok i napotkał spojrzenie szarych oczu. Spodziewał się teraz chyba wszystkiego, ale na pewno nie, że Malfoy się do niego uśmiechnie,a uśmiechnął się i był to taki uśmiech jakiego chyba jeszcze nikt u niego nie widział, ciepły i niesamowicie uroczy... Harry odwzajemnił go i poszedł coś zjeść. Kiedy siadał przy stole oglądnął się jeszcze czy Malfoy nadal tam stoi z ( jak mu się wydawało ) czystej ciekawości. Usiadł na ławce, ale nic nie jadł, wzrok utkwił mu w miejscu gdzie ostatnio widział Malfoya.
- Harry! - krzyknęła siedząca obok Hermiona - Rozlałeś moją herbatę, zauważyłeś? Powiedz mi co się z tobą dzieję ostatnio?
Potter westchnął i spojrzał w jej czekoladowe oczy.
- Nie mam pojęcia - powiedział szczerze i wbił wzrok w pusty talerz. Poczuł dłoń Hermiony na ramieniu.
- A ja wiem... - powiedziała tak cicho, żeby tylko on mógł to słyszeć. Chłopak spojrzał na nią pytająco - No to przecież jasne, nie? Harry ty się zakochałeś...
Chłopak sam nie wierzył w to co słyszał. On się przecież w nikim... I wtedy do niego dotarło. Kiedy Hermiona zaprzyjaźniła się z Draco bał się, że będą razem z... zazdrości, za każdym razem kiedy uśmiechał się do swoich myśli myślał o jednym... Czy on mógł się w nim zakochać? Nie, nie, nie, przecież to był Harry Cholerny Potter! Rozejrzał się dookoła szukając pomocy, chciał od tego uciec. Czemu nic nie było takie proste?
- Ja nie jestem gejem... - powiedział cicho nie patrząc Granger w oczy. Kiedy jednak podniósł wzrok zauważył na jej twarzy zdziwienie.
- Ja nie mówiłam, że jesteś... - zaczęła - No, cóż, skoro sam tak stwierdziłeś to przemyśl to, dobrze ci radzę - poklepała go po ramieniu i odeszła.
Teraz Harry miał papkę z mózgu. A co jeśli to była prawda? Co jeśli on po prostu zakochał się w... Znów poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił wzrok, a za nim stał nikt inny jak właśnie Draco Malfoy. Uśmiechnął się do niego jak wcześniej, a Potter czuł jak mięknie na ten widok. Cholera, to mówiło samo za siebie... Starał się o tym jednak teraz nie myśleć, niech wszystko dzieje się samo.
- Zdaje się, że mam twoją przeklętą bluzkę - Malfoy uśmiechał się teraz dziwnie.
- Zatrzymaj ją sobie - zaśmiał się Harry, a na twarzy Draco pojawił się grymas.
- Chyba nie skorzystam, może to jakieś twoje nowe zboczenie, może masz tam jakąś mikro kamerkę... - mówił nienaturalnie poważnym głosem. Potter spojrzał na niego z politowaniem.
- A wiesz, że Ron ciągle pyta się mnie co się stało z jego łóżkiem? - powiedział Wybraniec - No jak mu się wytłumaczyć? - uśmiechnął się do Malfoya tak jak on wcześniej do niego.
- Co wydarzyło się w gryfońskim dormitorium zostaje w gryfońskim dormitorium - uśmiechnął się łobuzersko. Harry zaśmiał się cicho^
Kiedy Potter stwierdził już, że jednak nie ma zamiaru nic zjeść, razem z Draco wyszli z Wielkiej Sali. Rozmawiali o głupotach, śmiali się, ale teraz nastała cisza. Uczniowie poznikali już z korytarzy, a oni szli w milczeniu patrząc przed siebie. Oboje walczyli teraz z myślami, a mieli bardzo podobne myśli. Dla innych to był jeden głupi dzień, ale od momentu kiedy Hermiona zaczęła zadawać się z Fretką Potter czuł... zazdrość. Czy spotkało go coś tak niemożliwego jak pokochanie wroga? Szli coraz wolniej aż w końcu stanęli w miejscu.
- Draco ja chyba... - zaczął nieśmiało.
- Nic nie mów, po prostu nic nie mów - szepnął blondyn i złożył na jego ustach słodki pocałunek. Odsunął się od niego powoli i spojrzał mu głęboko w zielone oczy.
- Kocham cię, Potter - szepnął i przeczesał palcami jego włosy. Harry nie powiedział nic, przytulił się tylko do niego mocno wtulając głowę w jego pierś.
(***)
Kiedy Harry znalazł się już u siebie w pokoju nie mógł zasnąć. Ciągle myślał tylko o jednej osobie. Lucjusz Malfoy, ojciec Draco pracował dla kogoś kto życzył Potterowi, a może Draco też za niedługo miał pracować dla Czarnego Pana, może już tak jest... Doszedł do wniosku, że nie rozumie samego siebie. Na łóżku obok Ron poruszył się we śnie nerwowo. Chwilę potem jego przyjaciel obudził się i ziewnął głośno.
- Harry - zaczął zaspanym głosem.
- Hm?
- Myślisz, że Hermiona mnie lubi? - wyglądało na to, że długo nad tym rozmyślał.
- Nie mam pojęcia...
- Spoko - był troszkę zmieszany - No, ale ty jej nie...
- Nie, nie, nie! - Harry poczuł, że się rumieni. Powiedzieć mu jak było naprawdę? - Ja mam...
- No tak, tak, nie twój typ - przerwał mu Weasley - Przepraszam, że spytałem. Powiedz mi, jak do niej... no wiesz, zagadać? - Ron miał minę filozofa, a Harry na ten widok prawie wybuchł śmiechem.
- Śmiej się z nią z głupot i pożycz jej bluzkę - powiedział mu Potter z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Bluzkę? - Weasley rozmyślał nad tym tak jakby była to dobra sugestia, a nie żart. Harry uśmiechnął się rozbawiony.
- Idź spać, pogadamy jutro - powiedział mu i sam zamknął oczy. Jednak sen jak wcześniej przyjść nie chciał tak nie chciał nadal. Nie minęło pięć minut, a Ron chrapał cicho kiedy Wybraniec patrzył w sufit zastanawiając się czy jego życie kiedykolwiek miało i będzie mieć sens^
Draco nawet nie zmrużył oka i kiedy doszedł do wniosku, że nie zaśnie tej nocy ubrał buty, zarzucił czarny płaszcz i cicho zamykając drzwi wyszedł z sypialni. Starał się chodzić bardzo cicho, żeby nikogo nie obudzić, ale jak zawsze coś musiało pójść nie tak. W pokoju wspólnym na sofie siedziała Pansy i wpatrywała się w zielony ogień. Malfoy błagał, żeby udało mu się ją wyminąć, ale właśnie wtedy dziewczyna oderwała wzrok od płomieni i spojrzała na niego.
- Draco - powiedziała cicho - Usiądziesz?
Chłopak westchnął i zajął miejsce koło przyjaciółki.
- Coś się stało? - zapytał.
- Ja... - głos jej się łamał - Nie wiem co robić. Nawet nie wiem jak ci to powiedzieć, od czego zacząć...
- Może od początku - uśmiechnął się do niej delikatnie. Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
- Rozmawiałam raz z tą Granger, wiesz, ona mnie denerwuje, a przynajmniej dotąd tak było... Zaczęło się od... kłótni, polało się też trochę krwi, a w końcu przepraszałyśmy się długo. W każdym razie ona powiedziała mi, że z Potterem dzieje się coś dziwnego, a ja zauważyłam... - pociągnęła nosem i przetarła oczy.
- Co zauważyłaś?
- Że z tobą jest tak samo - nie była już w stanie dłużej powstrzymywać łez - Nie myśl, że jest uprzedzona, nie, ale wiesz... ja nie chcę, żebyś ty z nim był, Draco. Ja widzę co się dzieje, a ta wiedza boli. Wolałabym być nieświadoma, ale jak zwykle najwięcej wiem o tym co boli mnie najbardziej... Proszę cię, popatrz na mnie bo...
- Bo co? - Draco był coraz bardziej przerażony, Pansy nigdy nie płakała.
- Bo to może być ostatni raz kiedy tak na mnie patrzysz... Draco ja...
Nie dane było jej dokończyć bo do pokoju wpadł Blaise z dwoma reklamówkami alkoholu.
- Wy niee macie p-pojęcia co się dzieje u nas! - zawołał, nie mógł ustać w miejscu - Pans, nieeee becz! - dodał i rzucił jej butelkę piwa. Chwiejnym krokiem odszedł w stronę dormitorium chłopaków, a zanim Malfoy zdążył zareagować Pansy uciekła do siebie z płaczem. Draco rozglądnął się dookoła, został sam. Dobrze wiedział co Parkinson chciała mu powiedzieć. Co mógł poradzić na to, że nie odwzajemniał jej uczuć? Rozumiał, że musiało ją boleć kiedy widziała go z kimś innym, ale nie mógł jej pomóc nawet jakby chciał, nie kochał jej. Westchnął i utkwił wzrok w tańczących w kominku promieniach. Czasem zastanawiał się co ludzie takiego w nim widzą, skąd miał tylu... przyjaciół. Zawsze jednak szybko dochodził do wniosku, że tu nie ma o czym myśleć, ludzie są po prostu dziwni. Ze skrzynki obok kominka dorzucił kawałek drewna do ognia, a płomienie zmieniły kolor na szmaragdowy. Ten szmaragd przypominał mu tylko jedno, nienaturalnie piękne oczy pewnego Gryfona. Uśmiechnął się na ten widok. Nigdy nie myślał, że ogień jest taki piękny. Od kiedy pamiętał jego ulubionym żywiołem była woda, kochał oglądać słońce znikające w jeziorze, kochał czuć jak woda przepływa mu między palcami. Zawsze unikał ognia bo zwyczajnie się go bał, ale teraz czuł, że mógłby patrzeć na tańczące płomienie do końca życia. Nagle coś w kominku strzeliło, płomienie zdawały się na niego skoczyć, a ogień przez sekundę rozbłysł szkarłatem i złotem. Po chwili zrobiło się ciemno, płomienie zniknęły, ogień wygasł.
(***)
Draco szedł na śniadanie, a w głowie roiło mu się od myśli. Harry Cholerny Potter zawrócił mu w głowie. Poczuł jak na kogoś wpada i kiedy już miał opieprzyć "tego idiotę" napotkał znane mu już szmaragdowe oczy. Potter uśmiechnął się do niego szeroko.
- Dzień dobry, Gryfiaku - zamruczał Draco i nie myśląc o innych uczniach, którzy ich teraz obserwowali pocałował go w usta.
***********************************************************************
Ta miniaturka jest napisana dla mojej koleżanki z okazji urodzin, Sto lat Pati! *happy birthday to you*
Wiem, że nie jest to najlepsze opowiadanie i w ogóle moje pierwsze tego typu, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
+ całość jest pisanie raczej na żarty i po przeczytaniu tego trzy miesiące później stwierdzam, że jest sporo błędów. W najbliższej przyszłości mam zamiar to poprawić.
P.S Rozdziały będę co środę, a miniaturki ( nie koniecznie takie ) z piątku na sobotę co dwa tygodnie ;) A i jeszcze jedno:
CHCĘ ZMIENIĆ ADRES BLOGA WIĘC MAM NADZIEJĘ, ŻE TEN POST ZOBACZY JAK NAJWIĘCEJ OSÓB. ADRES: love-never-dies.blogspot.com
PISZCIE CZY TAKA ZMIANA WAM ODPOWIADA, A JA ZMIENIĘ POTEM, ŻEBY NIE BYŁO ZAMIESZANIA, ŻE NAGLE NIE MOŻECIE NIGDZIE ZNALEŹĆ TEGO BLOGA ;)
Nigdy nie mów nigdy
Harry zawsze był przeciwny przyjaźni Hermiony z Malfoyem bo wiedział czym może to zaowocować. Nie to, żeby nie życzył Granger szczęścia, ale nie mógł sobie wyobrazić ich razem, a najwyraźniej wszystko do tego zmierzało. Siedział w dormitorium całkiem sam więc myśli bombardowały go z każdej strony. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Otwarte! - zawołał myśląc, że to któryś z chłopaków, mylił się. W progu stanęli Malfoy i Hermiona. Czemu ona go tu przyprowadziła?
- Cześć Harry - powiedziała - Słuchaj, nie zostawiłam może tutaj mojej książki do eliksirów, nigdzie nie mogę jej znaleźć...
- Raczej nie - odpowiedział szybko, ale nie tyle przejął się jej pytaniem co bardziej myślał na co tutaj Malfoy skoro chodzi tylko o głupią książkę.
- Nawet nie sprawdziłeś, Potter - rzucił blondyn zimnym głosem - Złoty Chłopiec ma oczy dookoła głowy, hm?
- Malfoy zamknij się do cholery - warknął Harry. Malfoy nie odpowiedział mu, świdrował go teraz wzrokiem. Zaraz zaczęła się walka na spojrzenia. Stalowo błękitne i szmaragdowe tęczówki toczyły ze sobą bitwę na śmierć i życie. Nie potrzebowali słów bo byli w stanie zabić się wzrokiem. Po kilku minutach Malfoy uśmiechnął się w bardzo ślizgońskim stylu. Hermiona zadrżała widząc co się dzieje. Nie znała Draco długo i nie znała go dobrze, ale traktowała go jak przyjaciela i ten jego konflikt z Harrym ani trochę się jej nie podobał.
- Dość! - krzyknęła w końcu - Nie widzicie, że zachowujecie się jak dzieci?
- Nie wtrącaj się Hermiono - powiedzieli jednocześnie nie odrywając od siebie wzroku. Dziewczyna wywaliła oczami i ruszyła w stronę drzwi.
- Dajcie znać jak zmądrzejecie - powiedziała i trzasnęła drzwiami. Chłopaki podskoczyli na ten dźwięk. Gapili się teraz w drzwi jak głupi. Nagle oboje spojrzeli na siebie i wybuchli śmiechem. Malfoy upadł na łóżko Rona i tarzał się ze śmiechu. Pościel wylądowała na podłodze, a poduszką rzucił gdzieś w kąt pokoju. Jego zawsze starannie ułożone włosy były teraz w strasznym nieładzie, ale nie dbał o to. Tymczasem Harry spadł ze swojego łóżka i leżał teraz na zimnej podłodze, czuł jak po policzkach płyną mu łzy śmiechu. Wstał niezgrabnie i spróbował usiąść, ale ześlizgnął się z krawędzi łóżka i znowu upadł. Ignorując ból zaczął śmiać się jeszcze głośniej. Draco zerknął na niego i widząc jak nieszczęsny Potter siłuje się z poduszką dostał prawdziwego ataku śmiechu. Leżał teraz na brzuchu i wycierał twarz w pościel tak długo aż zorientował się, że to pościel Wiewióra. Przypominając sobie o Rudym odskoczył jak oparzony tak, że w efekcie wylądował na podłodze obok Wybrańca. Śmiał się teraz z wszystkiego, swojej głupoty, miny Pottera i całej tej sytuacji. Trwałoby to pewnie wieczność, gdyby nie to, że właśnie ktoś wylał na nich wiadro zimnej wody. Wytarli oczy i popatrzyli oszołomieni na zadowoloną z siebie Hermionę, która okazała się być sprawcą całego zamieszania.
- Dlaczego to zrobiłaś?! - zawołał Malfoy.
- Co ci do głowy strzeliło?! - dodał Potter. Obaj byli w szoku chociaż musieli przyznać, że zimna woda nieźle ich orzeźwiła.
- Chciałam tylko sprawdzić czy jeszcze się nie pozabijaliście - uśmiechnęła się szeroko.
- A na co ci niby była ta woda?! - ryknęli obaj jednocześnie i mimo, że to zdawało się być niemożliwe uśmiech Gryfonki jeszcze się poszerzył.
- Do jaskini lwa zawsze trzeba wchodzić ubezpieczonym - zaśmiała się.
Malfoy już trochę ochłonął i usiadł teraz na łóżka Weasleya przeczesując dłonią mokre włosy.
- Zajebiście, teraz przynieś mi suche ubrania - wysyczał. Hermiona zrobiła dziwną minę, o tym nie pomyślała.
- Ja mógłbym dać ci... - zaczął Harry, ale doszło do niego właśnie jakie to wszystko było dziwne, czy on właśnie chciał pożyczyć Malfoyowi swoje ciuchy?
- Super Potter, mam paradować w jakimś gryfońskim sweterku?
- Właściwie to w bluzce - Potter uśmiechnął się łobuzersko. Malfoy prychnął. Harry wstał, kapało z niego sporo wody, a kiedy chodził zostawiał mokre ślady. Podszedł do szafki i rzucił czymś w blondyna. Ślizgon przyjrzał się koszulce i na jego twarzy pojawiło się zniesmaczenie.
- Ty sobie Potter jaja robisz? - nie odrywał wzroku od bordowej koszulki z ogromnym godłem Gryffindoru po środku.
- Nie, Malfoy. Będzie ci pasować do...
- Do?
- Niczego - uśmiechnął się głupio, a Draco jeszcze raz popatrzył na koszulkę z jego koszmarów.
- Ubiorę to pod warunkiem, że ty jutro wyjdziesz na korytarz w kiecce Granger - powiedział tak jakby Hermiony wcale tutaj nie było. Dziewczyna prychnęła i poszła do pokoju wspólnego zostawiając ich samych.
- Ja cię do niczego nie przymuszam. Jak dla mnie możesz iść bez bluzki - odpowiedział Harry. Draco uniósł brew i popatrzył na niego jak na wariata. Po tym jak już stwierdził, że Potter to po prostu zboczeniec podjął decyzję, wziął tę przeklętą bluzkę i wstał.
- Gdzie macie łazienkę, Trinky Winky? - Harry wskazał mu odpowiedni kierunek ręką i chwilę potem Malfoy zniknął mu z oczu. Zielonooki westchnął. Co tu się do cholery działo? Jakim cudem jego największy wróg właśnie ubierał się w jego bluzkę, był w jego dormitorium i przede wszystkim, jakim cudem rozmawiali ze sobą jak ludzie? Chłopak nie poznał odpowiedzi na to pytanie bo do pokoju właśnie wparował Draco ubrany w odrobinę za małą szkarłatną koszulkę. Jego policzki były prawie tak samo czerwone jak barwy na bluzce. Harry zagryzł wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- I? - zapytał blondyn obejmując się rękami tak jakby chciał ukryć godło domu lwa.
- Bardzo... uroczo - chłopak nie wytrzymał i wybuchł głośnym śmiechem.
- Dzięki Potter, jesteś naprawdę zajebisty... - wymamrotał Draco i zniknął z pokoju.
(***)
Blondyn szedł w stronę lochów i po raz pierwszy w życiu czuł się bardzo zawstydzony. Przecież nie ma to jak Malfoy w gyfońskiej bluzce! Cały czas starał się jakoś zakryć to przeklęte godło, ale jego starania nic nie dawały. W rzeczywistości wyglądał on równie śmiesznie co uroczo. Szkarłatne i złote barwy na koszulce, czerwone policzki i platynowe włosy, które były teraz tak poczochrane jak nigdy. Był to też pierwszy raz w jego życiu kiedy przechodnie śmiali się cicho, a on nawet nie zareagował. Szedł i marzył tylko, żeby ta udręka jak najszybciej się skończyła. Kiedy zbliżał się już do lochów przypomniał sobie, że piekło ma się dopiero zacząć. Tak, prawdziwym wyzwaniem miało być teraz przejście przez pokój wspólny. Jedyną rzeczą jakiej teraz naprawdę zazdrościł Wybrańcowi była to durna peleryna ( wcale nie taka durna, ale to przecież Dracon Malfoy, jak miał to niby nazwać? ) W końcu zorientował się, że już doszedł do kamiennej ściany, a najgorsze czekało go właśnie za nią. Wziął głęboki wdech.
- Czysta krew - powiedział i przełknął głośno ślinę. Kiedy tylko pojawił się w środku z ulgą zauważył, że w pokoju nie ma wielu osób, a nikt na niego nie patrzył. Jego oczy zwróciły się tam gdzie właśnie powinny i zauważył skórzaną kurtkę Blaise'a rzuconą na sofę. Wiedział, że Diabeł by się nie obraził, a nawet jeśli tak to w tym momencie jego duma była ważniejsza. Zarzucił na siebie kurtkę przyjaciela i oddychając już normalnie ruszył w stronę sypialni. Kiedy znalazł się w środku szybko zamknął drzwi i wręcz zerwał z siebie tę przeklętą bluzkę. Miał zamiar siedzieć tu całą długą przerwę, wcale nie uważał, że właśnie traci 30 minut wolności, ale miał dość wrażeń jak na razie. Nie zakładając na siebie nic skoczył na łóżko, położył się i zamknął oczy. Zaczął wspominać to co wydarzyło się dzisiaj i uśmiechał się sam do siebie. Dawno się tak dobrze nie bawił. Pamiętał ten uśmiech na twarzy Pottera, te jego szmaragdowe oczy i kruczoczarne włosy sterczące na wszystkie strony świata... Przeklął w myślach. Czy on właśnie rozmarzył się na myśl o chłopaku? Gorzej! Czy on właśnie rozmarzył się na myśl o Złotym Chłopcu?! Nie dane mu było dłużej nad tym rozmyślać bo usłyszał jak ktoś puka do drzwi.
- Smoku, otwieraj! - zawołał Zabini zza drzwi szarpiąc się z klamką - Mam... informacje - Draco znał go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że uśmiechnął się teraz szeroko.
- Nie mam bluzki - powiedział Malfoy bez emocji.
- Gówno mnie to obchodzi, otwieraj! - słysząc ekscytację w głosie przyjaciela Draco westchnął z rezygnacją. Otworzył drzwi zaklęciem, rzucił różdżkę na szafkę nocną i schował się pod kołdrą. Blaise szarpnął za klamkę raz jeszcze i wpadł do środka. Na widok Malfoya okrywającego się kołdrą jak małe dziecko, które udaje chorobę, żeby nie iść do szkoły wybuchł śmiechem. Malfoy westchnął i usiadł na łóżku jak człowiek.
- Dowiem się już czemu mi do cholery przeszkadzasz w nic nie robieniu? - zapytał i ziewnął. Ciemnoskóry uśmiechnął się łobuzersko.
- A tak sobie pomyślałem, że może zainteresuje cię taka jedna plotka o, której chyba jedyny nic nie wiesz...
- No mów, że w końcu - powiedział Malfoy, który myślami zdawał się być gdzie indziej.
- No wiesz, ostatnio jak odciąłeś się od świata jak to lubisz to Potter zerwał z Weasley'ówną - chłopak uśmiechnął się znacząco. Draco wiedział, że Ginny Weasley jest w typie Zabiniego, ale to nie ta informacja miała dla niego znaczenie. Chciał sam sobie dać mocno z liścia kiedy znów przyłapał się na rozmyślaniu o Potterze. Szybko się ocknął i pomyślał, że wypadałoby się odezwać.
- No to zarywaj - powiedział.
- Ty też - chłopak uśmiechnął się iście ślizgońsko i w efekcie dostał poduszką w twarz.
(***)
Harry szedł na kolację bardzo szczęśliwy, uśmiechał się cały czas chociaż nie miał powodu. Kiedy zerwał z Ginny poczuł się w jakimś stopniu wolny, ale to było coś więcej. Na niczym nie mógł się skupić, a przyjaciele już zaczynali mieć go dość. Nagle poczuł, że na kogoś wpada. Podniósł wzrok i napotkał spojrzenie szarych oczu. Spodziewał się teraz chyba wszystkiego, ale na pewno nie, że Malfoy się do niego uśmiechnie,a uśmiechnął się i był to taki uśmiech jakiego chyba jeszcze nikt u niego nie widział, ciepły i niesamowicie uroczy... Harry odwzajemnił go i poszedł coś zjeść. Kiedy siadał przy stole oglądnął się jeszcze czy Malfoy nadal tam stoi z ( jak mu się wydawało ) czystej ciekawości. Usiadł na ławce, ale nic nie jadł, wzrok utkwił mu w miejscu gdzie ostatnio widział Malfoya.
- Harry! - krzyknęła siedząca obok Hermiona - Rozlałeś moją herbatę, zauważyłeś? Powiedz mi co się z tobą dzieję ostatnio?
Potter westchnął i spojrzał w jej czekoladowe oczy.
- Nie mam pojęcia - powiedział szczerze i wbił wzrok w pusty talerz. Poczuł dłoń Hermiony na ramieniu.
- A ja wiem... - powiedziała tak cicho, żeby tylko on mógł to słyszeć. Chłopak spojrzał na nią pytająco - No to przecież jasne, nie? Harry ty się zakochałeś...
Chłopak sam nie wierzył w to co słyszał. On się przecież w nikim... I wtedy do niego dotarło. Kiedy Hermiona zaprzyjaźniła się z Draco bał się, że będą razem z... zazdrości, za każdym razem kiedy uśmiechał się do swoich myśli myślał o jednym... Czy on mógł się w nim zakochać? Nie, nie, nie, przecież to był Harry Cholerny Potter! Rozejrzał się dookoła szukając pomocy, chciał od tego uciec. Czemu nic nie było takie proste?
- Ja nie jestem gejem... - powiedział cicho nie patrząc Granger w oczy. Kiedy jednak podniósł wzrok zauważył na jej twarzy zdziwienie.
- Ja nie mówiłam, że jesteś... - zaczęła - No, cóż, skoro sam tak stwierdziłeś to przemyśl to, dobrze ci radzę - poklepała go po ramieniu i odeszła.
Teraz Harry miał papkę z mózgu. A co jeśli to była prawda? Co jeśli on po prostu zakochał się w... Znów poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił wzrok, a za nim stał nikt inny jak właśnie Draco Malfoy. Uśmiechnął się do niego jak wcześniej, a Potter czuł jak mięknie na ten widok. Cholera, to mówiło samo za siebie... Starał się o tym jednak teraz nie myśleć, niech wszystko dzieje się samo.
- Zdaje się, że mam twoją przeklętą bluzkę - Malfoy uśmiechał się teraz dziwnie.
- Zatrzymaj ją sobie - zaśmiał się Harry, a na twarzy Draco pojawił się grymas.
- Chyba nie skorzystam, może to jakieś twoje nowe zboczenie, może masz tam jakąś mikro kamerkę... - mówił nienaturalnie poważnym głosem. Potter spojrzał na niego z politowaniem.
- A wiesz, że Ron ciągle pyta się mnie co się stało z jego łóżkiem? - powiedział Wybraniec - No jak mu się wytłumaczyć? - uśmiechnął się do Malfoya tak jak on wcześniej do niego.
- Co wydarzyło się w gryfońskim dormitorium zostaje w gryfońskim dormitorium - uśmiechnął się łobuzersko. Harry zaśmiał się cicho^
Kiedy Potter stwierdził już, że jednak nie ma zamiaru nic zjeść, razem z Draco wyszli z Wielkiej Sali. Rozmawiali o głupotach, śmiali się, ale teraz nastała cisza. Uczniowie poznikali już z korytarzy, a oni szli w milczeniu patrząc przed siebie. Oboje walczyli teraz z myślami, a mieli bardzo podobne myśli. Dla innych to był jeden głupi dzień, ale od momentu kiedy Hermiona zaczęła zadawać się z Fretką Potter czuł... zazdrość. Czy spotkało go coś tak niemożliwego jak pokochanie wroga? Szli coraz wolniej aż w końcu stanęli w miejscu.
- Draco ja chyba... - zaczął nieśmiało.
- Nic nie mów, po prostu nic nie mów - szepnął blondyn i złożył na jego ustach słodki pocałunek. Odsunął się od niego powoli i spojrzał mu głęboko w zielone oczy.
- Kocham cię, Potter - szepnął i przeczesał palcami jego włosy. Harry nie powiedział nic, przytulił się tylko do niego mocno wtulając głowę w jego pierś.
(***)
Kiedy Harry znalazł się już u siebie w pokoju nie mógł zasnąć. Ciągle myślał tylko o jednej osobie. Lucjusz Malfoy, ojciec Draco pracował dla kogoś kto życzył Potterowi, a może Draco też za niedługo miał pracować dla Czarnego Pana, może już tak jest... Doszedł do wniosku, że nie rozumie samego siebie. Na łóżku obok Ron poruszył się we śnie nerwowo. Chwilę potem jego przyjaciel obudził się i ziewnął głośno.
- Harry - zaczął zaspanym głosem.
- Hm?
- Myślisz, że Hermiona mnie lubi? - wyglądało na to, że długo nad tym rozmyślał.
- Nie mam pojęcia...
- Spoko - był troszkę zmieszany - No, ale ty jej nie...
- Nie, nie, nie! - Harry poczuł, że się rumieni. Powiedzieć mu jak było naprawdę? - Ja mam...
- No tak, tak, nie twój typ - przerwał mu Weasley - Przepraszam, że spytałem. Powiedz mi, jak do niej... no wiesz, zagadać? - Ron miał minę filozofa, a Harry na ten widok prawie wybuchł śmiechem.
- Śmiej się z nią z głupot i pożycz jej bluzkę - powiedział mu Potter z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Bluzkę? - Weasley rozmyślał nad tym tak jakby była to dobra sugestia, a nie żart. Harry uśmiechnął się rozbawiony.
- Idź spać, pogadamy jutro - powiedział mu i sam zamknął oczy. Jednak sen jak wcześniej przyjść nie chciał tak nie chciał nadal. Nie minęło pięć minut, a Ron chrapał cicho kiedy Wybraniec patrzył w sufit zastanawiając się czy jego życie kiedykolwiek miało i będzie mieć sens^
Draco nawet nie zmrużył oka i kiedy doszedł do wniosku, że nie zaśnie tej nocy ubrał buty, zarzucił czarny płaszcz i cicho zamykając drzwi wyszedł z sypialni. Starał się chodzić bardzo cicho, żeby nikogo nie obudzić, ale jak zawsze coś musiało pójść nie tak. W pokoju wspólnym na sofie siedziała Pansy i wpatrywała się w zielony ogień. Malfoy błagał, żeby udało mu się ją wyminąć, ale właśnie wtedy dziewczyna oderwała wzrok od płomieni i spojrzała na niego.
- Draco - powiedziała cicho - Usiądziesz?
Chłopak westchnął i zajął miejsce koło przyjaciółki.
- Coś się stało? - zapytał.
- Ja... - głos jej się łamał - Nie wiem co robić. Nawet nie wiem jak ci to powiedzieć, od czego zacząć...
- Może od początku - uśmiechnął się do niej delikatnie. Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
- Rozmawiałam raz z tą Granger, wiesz, ona mnie denerwuje, a przynajmniej dotąd tak było... Zaczęło się od... kłótni, polało się też trochę krwi, a w końcu przepraszałyśmy się długo. W każdym razie ona powiedziała mi, że z Potterem dzieje się coś dziwnego, a ja zauważyłam... - pociągnęła nosem i przetarła oczy.
- Co zauważyłaś?
- Że z tobą jest tak samo - nie była już w stanie dłużej powstrzymywać łez - Nie myśl, że jest uprzedzona, nie, ale wiesz... ja nie chcę, żebyś ty z nim był, Draco. Ja widzę co się dzieje, a ta wiedza boli. Wolałabym być nieświadoma, ale jak zwykle najwięcej wiem o tym co boli mnie najbardziej... Proszę cię, popatrz na mnie bo...
- Bo co? - Draco był coraz bardziej przerażony, Pansy nigdy nie płakała.
- Bo to może być ostatni raz kiedy tak na mnie patrzysz... Draco ja...
Nie dane było jej dokończyć bo do pokoju wpadł Blaise z dwoma reklamówkami alkoholu.
- Wy niee macie p-pojęcia co się dzieje u nas! - zawołał, nie mógł ustać w miejscu - Pans, nieeee becz! - dodał i rzucił jej butelkę piwa. Chwiejnym krokiem odszedł w stronę dormitorium chłopaków, a zanim Malfoy zdążył zareagować Pansy uciekła do siebie z płaczem. Draco rozglądnął się dookoła, został sam. Dobrze wiedział co Parkinson chciała mu powiedzieć. Co mógł poradzić na to, że nie odwzajemniał jej uczuć? Rozumiał, że musiało ją boleć kiedy widziała go z kimś innym, ale nie mógł jej pomóc nawet jakby chciał, nie kochał jej. Westchnął i utkwił wzrok w tańczących w kominku promieniach. Czasem zastanawiał się co ludzie takiego w nim widzą, skąd miał tylu... przyjaciół. Zawsze jednak szybko dochodził do wniosku, że tu nie ma o czym myśleć, ludzie są po prostu dziwni. Ze skrzynki obok kominka dorzucił kawałek drewna do ognia, a płomienie zmieniły kolor na szmaragdowy. Ten szmaragd przypominał mu tylko jedno, nienaturalnie piękne oczy pewnego Gryfona. Uśmiechnął się na ten widok. Nigdy nie myślał, że ogień jest taki piękny. Od kiedy pamiętał jego ulubionym żywiołem była woda, kochał oglądać słońce znikające w jeziorze, kochał czuć jak woda przepływa mu między palcami. Zawsze unikał ognia bo zwyczajnie się go bał, ale teraz czuł, że mógłby patrzeć na tańczące płomienie do końca życia. Nagle coś w kominku strzeliło, płomienie zdawały się na niego skoczyć, a ogień przez sekundę rozbłysł szkarłatem i złotem. Po chwili zrobiło się ciemno, płomienie zniknęły, ogień wygasł.
(***)
Draco szedł na śniadanie, a w głowie roiło mu się od myśli. Harry Cholerny Potter zawrócił mu w głowie. Poczuł jak na kogoś wpada i kiedy już miał opieprzyć "tego idiotę" napotkał znane mu już szmaragdowe oczy. Potter uśmiechnął się do niego szeroko.
- Dzień dobry, Gryfiaku - zamruczał Draco i nie myśląc o innych uczniach, którzy ich teraz obserwowali pocałował go w usta.
***********************************************************************
sobota, 23 maja 2015
Rozdział. 25
Ja dalej nie mogę z tej "szawki" :') Dzisiaj chciałabym tak troszkę inaczej napisać ten wstęp :)
Przede wszystkim chciałabym podziękować czytelnikom, zarówno tym, którzy komentują każdy post jak i tym, którzy się jeszcze nie ujawnili ;)
Silent Valentine - Twoje komentarze, choć krótkie zawsze poprawiają mi humor! Widzę, że jesteś moją stałą czytelniczką <3
oNyks Xyz - Dziękuję za te długie komentarze i korektę zawsze wtedy, gdy jej potrzeba! :* Tak, nie mam bety, ale to bardzo ważne, żeby uczyć się na błędach... no dobra "nie stać mnie" :') Poza tym, Twój blog jest świetny :D
Fleur Adaa - skomentowałaś prawie każdy mój post i mam "dziwne przeczucie", że zawsze mogę na Ciebie liczyć :) Nad jedną rzeczą jednak strasznie ubolewam... czemu przestałaś pisać?! Jak tylko wrócisz na bloga to koniecznie daj mi znać (jak nie skomentuję postu to pewnie dlatego, że umarłam ze szczęścia) :3
Poza tym to mam jeszcze kilka innych podziękowań...
Dziękuję genialnemu zespołowi jakim jest Metallica i, którego właśnie w tej sekundzie słucham za źródło inspiracji i możliwość ucieczki od świata! Dziękuję za piosenkę Eda'a Sheerana - I See Fire, której zawdzięczam rozdział 22! Dziękuję Iron Maiden, zespołowi, który z nawet mi nie znanych przyczyn pomaga zrozumieć Draco:
"When I'm walking a dark road I am a man who walks alone".
I wreszcie, dziękuję światu za MUZYKĘ, bez muzyki ten blog by nie istniał :)
W Hogwarcie panowała teraz bardzo wesoła atmosfera. Nawet Ślizgoni cieszyli się z faktu, że Harry odzyskał matkę. Lily Potter całe dni spędzała ze swoim synem i jego przyjaciółmi opowiadając im o Hogwarcie, gdy sama była młoda, szaleństwach Huncwotów i wielu innych rzeczach, a wszyscy słuchali jej zafascynowani. Lily rozmawiała również z Dumbledorem, ale nikt nie wiedział co wydarzyło się wtedy w gabinecie dyrektora. Hermiona Granger oczywiście też była bardzo szczęśliwa z powrotu Lily jednak co innego miała teraz na głowie. Usiadła na fotelu w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i zaczęła czytać list, który dostała od Draco... przynajmniej tak jej się zdawało..
Hermiono Granger!
Zapewne zastanawiasz się co dzieje się teraz z Draco,
właśnie w tej sprawie piszę do Ciebie ten list. Kiedy dowiedziałam się,
że mój jedyny syn uciekł z Hogwartu przeraziłam się nie na żarty.
W jego rzeczach znalazłam twoje zdjęcie, rysunki i wiele innych osobistych
rzeczy, ale zrozum, to było dla waszego bezpieczeństwa. W każdym razie uważam,
że postąpił on mądrze zostawiając Cię, ale przecież nie piszę tego dlatego, że chcę
Cię dobić. On zniknął. Chwilę po zostawieniu Cię Dracon został porwany.
Severus miał go chronić, obiecał, a słuch po nim zaginął. W szkole nie ma też pewnej nauczycielki.
Pani Charmstick zniknęła dzień po Waszej ucieczce, niech to będzie
dla Ciebie pomocne. Nigdzie nie jest już bezpiecznie, Czarny Pan rzucił czar na mój własny dom,
Proszę Cię, uratuj mojego syna.
Narcyza Malfoy
Hermionie serce zabiło szybciej. Dopiero co wróciła, dopiero co oddała Harry'emu pelerynę, ale znów musiała zniknąć, dla Narcyzy, dla Draco... Może i to mogło się udać, przybycie Lily Potter wywołało tak duże zamieszanie, że nikt nie miałby nawet zwrócić uwagi na to, że znów zniknęła. Najbardziej jednak wstrząsnął ją fakt, że Profesor Charmstick zniknęła, Charmstick, której Draco nigdy nie ufał... chyba z wzajemnością. Co teraz robiła ta kobieta? Tylko jedna osoba w szkole mogła to wiedzieć.
(***)
Kiedy Gryfonka znalazła się w gabinecie Dumbledore'a wyglądał on jeszcze starzej niż zwykle. Czuła, że nie była pierwszą osobą, która przyszła dziś do niego z jakąś sprawą. Jednak na widok Granger postarał się uśmiechnąć.
- Witaj, Hermiono. Co cię do mnie sprowadza? - zapytał.
- Ciekawość... a przynajmniej taka jest wersja nieoficjalna - dyrektor spojrzał na nią trochę zaskoczony - Przechodząc do rzeczy, gdzie jest Pani Charmstick?
Dumbledore westchnął. To musiał być ciężki temat.
- To nie takie proste... - zaczął jednak dziewczyna nie chciała znowu słuchać kłamstw.
- Profesorze, to rzeczywiście nie jest proste i dlatego muszę wiedzieć, gdzie jest Profesor Charmstick? - głos miała stanowczy i zdecydowany.
- Wiem, że jesteś inteligentną dziewczyną Hermiono i mam nadzieję, że nie popełniam teraz błędu... Powiedz mi jednak, uwierzyłaś w to, że Profesor Charmstick jest zwykłą nauczycielką? - Gryfonka pokręciła przecząco głową - Tak też myślałem... A więc słuchaj uważnie, Profesor Charmstick została przysłana przez Ministerstwo Magii - dziewczyna przełknęła głośno ślinę, ale dyrektor zdawał się tego nie zauważyć - Jej zajęcia z Obrony przed czarną magią nie miały wcale na celu ostrzeżenia was przed Lordem Voldemortem bo w rzeczywistości prowadziła ona tylko śledztwo... gdybym tylko przewidział co się wydarzy! Obserwowała was na lekcji, patrzyła jak reagujecie na poszczególne rzeczy, czy wytrzymujecie na jej lekcjach... - Hermionie przypomniało się jak Draco wyszedł z lekcji i poczuła się jakby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody - Dracon Malfoy nie jest złą osobą, ty to wiesz i ja, ale Ministerstwo nie będzie słuchać, a zwłaszcza, gdy sprawą zajmuje się ta kobieta... Wiem o co chcesz mnie poprosić, Hermiono Granger. Popełniłem już wiele błędów w swojej karierze i najwyższy czas popełnić kolejny. Pozwalam ci spróbować odnaleźć tego chłopaka.
(***)
Hermiona stanęła przed drzwiami do dormitorium chłopaków i słuchała chwilę. Lily opowiadała im jakąś zabawną historię i wszyscy głośno się śmiali. Dziewczyna uśmiechnęła się i zapukała do drzwi.
- Otwarte! - zawołał Ron. Kiedy Hermiona weszła do środka zorientowała się, że byli tam tylko Harry, Ron ,Neville i Lily. Wszyscy z wyjątkiem Rona uśmiechnęli się szeroko na jej widok, on tylko wysilił się na sztuczny uśmiech.
- Usiądziesz z nami? - zapytała Lily swoim jak zwykle ciepłym i przyjaznym głosem. Hermiona musiała ciągle powtarzać sobie, że życie Draco jest ważniejsze od zabawy, żeby odmówić.
- Przykro mi, ale nie mogę. Chciałam tylko spytać czy mogę porozmawiać z Harrym uśmiechnęła się ciepło do mamy Pottera. Harry już miał coś powiedzieć, ale Ron go wyprzedził.
- Zanim pójdziesz... - zaczął Weasley - czy mogłabyś najpierw porozmawiać ze mną? - kiedy to mówił przypominał kłębek stresu.
- Oczywiście... - odpowiedziała niepewnie Hermiona.
Chwilę później oboje siedzieli na sofie w Pokoju Wspólnym i towarzyszyła im niezręczna cisza.
- Hermiono ja...
- Tak?
- Chcę cię przeprosić... - dziewczyna słuchała go ze zdziwieniem - Popełniłem wiele błędów w życiu, naprawdę dużo, ale największym było obrażenie się na ciebie tylko dlatego, że... - przełknął głośno ślinę, odebrało mu mowę.
- Że co? - zapytała Hermiona, ale nie było pewna czy chce usłyszeć odpowiedź.
- Że cię kocham... - Hermiona spojrzała mu w oczy, płonął w nich ogień - Tak, kocham cię, ale wiem, że tego nie odwzajemniasz. Kochałabyś każdego, każdego, ale nie mnie. Nie należę do elity, nie mogę dać ci nic samym sobą, dla mnie nie jesteś, nie byłaś i nigdy nie będziesz szlamą. Dla mnie zawsze będziesz Hermioną Granger, dziewczyną do, której należy moje serce - pocałował ją w czoło i odszedł. Hermiona wpatrywała się w ogień, w jej życiu brakowało tylko jednego, sensu.^
Wstała gwałtownie i poszła do chłopaków, żeby wziąć od Harry'ego pelerynę. Kiedy już dostała to co było jej potrzebne wybiegła z Hogwartu tak szybko jak mogła. Zniknęła. Tylko ona, różdżka i myśli. Nie miała mapy, nie miała żadnych informacji, biegła tam, gdzie kierowała ją intuicja. "Let's finish what we started"... Bolały ją nogi, głowa, ale przede wszystkim serce. Nie zasługiwała na taki los, nikt nie zasługiwał. Chciała krzyczeć. Z każdą minutą biegu bez zatrzymania czuła coraz większą siłę. W rzeczywistości słabła, ale czuła w sobie coś... dziwnego. Nagle odpłynęła, ale nie upadła na ziemię, nie zemdlała, leciała. Czuła, że unosi się wyżej i wyżej, a świat nad nią jest zupełnie inny. To była ciemna otchłań, a przed oczami co chwila przelatywały jej wspomnienia. Widziała wszystko i nic. Otaczały ją gwiazdy, myśli... sny. Nagle czuła, że upada na coś twardego. Otworzyła oczy, ale zobaczyła pod sobą tylko niekończącą się nicość. Obok niej pojawił się wysoki mężczyzna w kapturze zasłaniającym mu prawie całą twarz.
- Doszłaś daleko... - zaczął - Walczysz tam, gdzie inni polegli. To nie jest już kwestia twojego chłopaka, tu już nie chodzi o was, tu chodzi o świat, Granger. Wiesz czemu tu jesteś? - zapytał, a dziewczyna pokręciła przecząco głową - Jesteś tu bo jesteś wyjątkowa. Posiadasz wyjątkową moc... Poza tobą tylko jedna z żyjących osób też ją ma... ale ta osoba nie może się z tobą mierzyć. Odkryj w sobie to co ukrywasz broniąc się przed własną mocą - powiedział i zdjął kaptur. To był Severus Snape...
- G-gdzie ja jestem? - zapytała ledwo dobywając głosu.
- W swoim świecie - odpowiedział jej Snape, ale ona nic nie zrozumiała.
- Więc co ty tu...
- Martwi mają dostęp do innych światów... Tak, Granger, jestem duchem.
- Ale co ja mogę zrobić? Jak ja mam pomóc komukolwiek? Ja nie mam żadnej mocy...
- Więc powiedz mi, gdzie teraz jesteś? Gdzie teraz jesteś skoro...
- Ale jak mam tego używać?!
- Tak jak to właśnie zrobiłaś. Poczuj swoją siłę, zapomnij o wszystkim co logiczne, twórz własną logikę, własne prawa i własny świat... - powiedziawszy to zniknął. Hermiona rozejrzała się dookoła.
- Zapomnij o logice - powtarzała sobie cicho.
Zrobiła krok do przodu i skoczyła w ciemność.
(***)
Kiedy otworzyła oczy była w ciemnej uliczce. Budynki pobazgrane sprayem i śmieci, mnóstwo śmieci. Przed sobą widziała tylko mur... i zakręt w prawo. Nie miała wyjścia. Przeszła połowę drogi, a z prawej strony dochodziły ją dźwięki ulicy. Zatrzymała się i pomyślała chwilę. Ruszyła pewnym siebie krokiem, nie myślała o zakręcie, jakby nie istniał. Wtedy w murze po prawej stronie cegły zaczęły się przesuwać, powstało przejście. Hermiona otworzyła szeroko oczy. Poszła w lewo, przed nią był kolejny zakręt. Słyszała jak ktoś rozmawia więc schowała się pod ścianą, a kiedy się wychyliła poczuła jakby ktoś uderzył ją mocno w twarz. Charmstick celowała różdżką w Dracona, który stał pod ścianą, nie miał żadnej drogi ucieczki. Blondyn wyraz twarzy miał groźny, ale cały się trząsł.
- Nie znasz mnie! Nic nie wiesz! - krzyczał w stronę Charmstick, która zaśmiała się tylko przerażająco. Hermionie przeszedł dreszcz po plecach.
- A jakie ty masz ze mną szansę, młody sługo Czarnego Pana? - wysyczała - Nie masz serca, nigdy nie kochałeś, nikt nie pokocha ciebie...
Hermiona zacisnęła dłonie w pięści, już nie mogła. Wyszła do nich.
- I tu się mylisz, żmijo - warknęła Gryfonka. Ruda odskoczyła jak oparzona i spojrzała na Granger ze złością.
- Hermiona... - wyszeptał Malfoy, był w szoku.
- I jakbyś chciała wiedzieć jego ktoś kocha, bardzo kocha... - po policzkach płynęły jej łzy, ale była twarda - Draco proszę cię nie myśl teraz o mnie źle... - zwróciła się do chłopaka i przełknęła głośno ślinę - Avada Kedavra... ^
Ruszyła wolnym krokiem w stronę Draco. Zabiła człowieka, zabiła... Bała się myślała, że nie będzie chciał na nią patrzeć. Jednak zanim jeszcze do niego doszła wręcz na nią skoczył i objął ramionami tak mocno jak tylko było to możliwe.
- Nie jesteś mordercą... - wyszeptał jej we włosy - Jesteś najodważniejszą dziewczyną jaką znam...
Hermiona podniosła wzrok tak, że patrzyła mu teraz prosto w oczy. Myślała, że go już nigdy nie zobaczy, nigdy nie poczuje jego dotyku i nigdy nie... Draco gwałtownie wpił się w jej usta. Hermiona odwzajemniła ten pocałunek. Nikt z nich jeszcze nigdy się tak nie czuł. Po policzkach dziewczyny płynęły łzy, a ciałem kontrolowało pożądanie. Znowu czuła to samo, ten ogień. Ogień, który nie niszczy, ogień, który tworzy. Ogień, który działa cuda. Ich języki spotkały się w namiętnym tańcu, a serca biły tak szybko jakby miały im wyskoczyć z piersi. Dziewczyna mierzwiła dłońmi włosy partnera, który nie pozostawał jej dłużny i błądził dłońmi po całym jej ciele.
- Ze wszystkich błędów jakie popełniłam - wyszeptała Hermiona między pocałunkami - największym było pozwolenie ci odejść...
Na te słowa chłopak przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej. Przesunęli się tak, że oboje opierali się teraz o ścianę. Trwali tak jeszcze chwilę.
- Hermiono - wymruczał Malfoy - Co tu się w ogóle dzieje?
Dziewczyna odsunęła się od niego tak, aby spojrzeć mu teraz w oczy.
- Musimy porozmawiać.
(***)
Okazało się, że byli w Ameryce w Stamford, 155 mil od Nowego Jorku. Usiedli na ławce w parku i spojrzeli sobie w oczy. To do Hermiony miało należeć pierwsze słowo.
- Wiem czego ode mnie oczekujesz, ale, wstydzę się... Nie chcę cię dobijać, nie teraz - jednak Malfoy jej nie słuchał, chciał znać prawdę nawet jeśli miało go to zaboleć - Sam tego chciałeś... A więc wstałam, ale ciebie nie było, zostałam sama, a po tobie został mi tylko list, list bez wyjaśnień... Upiłam się - Draco wyglądał jakby właśnie dowiedział się, że ma raka - Teraz sytuacja robi się naprawdę dziwna bo znalazła mnie... Lily Potter. Tak Draco, ta Lily, której cały czas szukaliśmy znalazła mnie. Wróciłam do Hogwartu, ale gdy dowiedziałam się o zniknięciu tej wiedźmy wiedziałam już, że coś jest nie tak... - powiedziała jednak nie wspomniała nic o tym co odkryła, o tym co powiedział jej ktoś kto już nie żył...
- Her... - Blondyn nie dokończył, słowa przecież nie znaczyły nic. Przytulił zaskoczoną Gryfonkę tak mocno, że aż wstrzymała oddech. Zmniejszył uścisk, ale ani śnił ją puścić. Hermiona się nie opierała, wręcz przeciwnie, wtuliła się w niego mocno i zaczęła płakać mu w koszulę.
- A wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? - głos jej się łamał - Wiesz czego bałam się najbardziej? Że to koniec, że już nigdy cię nie zobaczę, że już nigdy cię nie dotknę... - wtuliła się w niego wycierając łzy o materiał koszuli.
- A myślisz, że zrobiłem to z łatwością? Myślisz, że zostawiłem cię po to, żebyś nie mogła w nocy spać? - zapytał i złapał ją za podbródek tak, żeby patrzyła mu w oczy - Nie, Hermiono. Zostawiłem cię po to, żeby cię chronić, ale cóż poradzić, ty zawsze coś wymyślisz - powiedział cicho pocałował ją w czoło - Mam propozycję, chcesz posłuchać?
Dziewczyna przytaknęła głową.
- Wracajmy do Anglii i ogłośmy światu, że nijaki Draco Malfoy wrócił do żywych.
Gryfonka uśmiechnęła się promiennie.
- Jesteś niesamowity - powiedziała i obdarzyła go słodkim pocałunkiem w usta.
(***)
Weszli do szkoły starając się nie robić zamieszania, ale niestety, to było niemożliwe. Uczniowie Hogwartu uwielbiają, gdy coś się dzieje i najwyraźniej sytuacja z Lily im nie starczyła. Niektórzy klaskali na ich widok i słychać było teksty typu "Cud, Malfoy jednak żyje", ale wszyscy milkli napotykając spojrzenie Draco. Normalnie zachowuje się znacznie gorzej jednak to było tylko chłodne spojrzenie szarych oczu, nic wyjątkowego...
- Wiem, że zawsze się opierałeś - zaczęła Hermiona szeptem - ale pójdźmy proszę do wieży Gryffindoru, muszę ci coś pokazać.
Draco spojrzał na nią, a było to spojrzenie mówiące "zlituj się kobieto" jednak szybko odpuścił. Tak więc Granger cała podekscytowana wraz z Draco, który wyglądał jak jej zupełne przeciwieństwo ruszyli w stronę wieży Gryffindoru. Szli chwilę cały czas trzymając się za ręce jednak Hermiona stanęła w pewnym momencie, a entuzjazm zniknął z jej twarz. Na parapecie kilka metrów dalej siedział Ron Weasley i patrzył przez okno, wyglądał jak chodzące nieszczęście. Hermionę przeszedł dreszcz, ale nie mogła się teraz winić, Malfoy nie miał zamiaru jej pozwolić. Chłopak objął Gryfonkę i odwrócił w swoją stronę.
- Smutek piękności szkodzi - powiedział i uśmiechnął się do niej.
- A nie złość?
- Szczerze, nic mnie to nie obchodzi - wymruczał i wpił się w jej wargi. Dziewczynie aż zakręciło się w głowie. Kiedy się od niego oderwała Rona już nie było, poczuła się winna. Przecież nie musieli robić tego na jego oczach.
- Miona? - zaczął Draco widząc, że dziewczyna znów przygasła.
- Tak? - zapytała głosem pozbawionym emocji co wywołało o chłopaka grymas na twarzy.
- Jak tak dalej pójdzie to będę musiał sięgnąć już po konkretne środki... - powiedział teatralnym głosem. Dziewczyna uniosła brew w pytającym geście.
- No wiesz, na przykład będę musiał wycałować cię na śmierć... - odpowiedział udając smutek. Hermiona zaśmiała się.
- No cóż Panie Malfoy, bardzo okrutna to śmierć - udawała smutną jak on przed chwilą.
- No ma się rozumieć! - Ślizgon się zaśmiał, tak rzadko miała okazję to słyszeć - Jednak pozwolę sobie przypomnieć, że jeszcze nie tak dawno chciała pani zaprowadzić mnie do swojego zakichanego dormitorium więc...
- Więc chodźmy - zaśmiała się perliście, objęła go i poszli dalej. Kiedy doszli do obrazu Grubej Damy dziewczyna szybko wypowiedziała hasło i wręcz wepchnęła blondyna do środka. Wszyscy Gryfoni patrzyli na nich teraz zdziwieni jednak zanim Malfoy zdążył w ogóle zareagować Granger złapała go za rękę i pociągnęła w stronę dormitorium chłopaków. Kiedy stali już przed drzwiami zawahała się chwilę, czy Ron jest w środku? Zapłukała do drzwi.
- Otwarte! - zawołał Harry, a na dźwięk jego głosu Draco się skrzywił. Gryfonka powoli otworzyła drzwi i z ulgą stwierdziła, że w środku są tylko Harry z matką. Blondyna na widok Lily zamurowało. Od razu ją poznał. Lily natomiast patrzyła na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Blondyn chciał oderwać się od jej spojrzenia, ale teraz jego uwagę przyciągnęły prawie identyczne szmaragdowe oczy.
- Potter.
- Malfoy.
Tak, tak zawsze ze sobą rozmawiali... w najlepszym wypadku. W pokoju dało się wyczuć nieprzyjemną atmosferę.
- Draco - Hermiona przerwała niezręczną ciszę - To jest Lily Potter. Lily, to właśnie Draco Malfoy... - starała się być szczęśliwa, ale głos jej drżał. Lily wstała i zrobiła krok w stronę Dracona, on również.
- To wielki zaszczyt poznać panią osobiście - powiedział, ale wzdrygnął się niezauważalnie, jakby słyszał swojego ojca. Ten sarkazm, ten chłód... Lily zmrużyła oczy, zastanawiała się jak to możliwe, że ten chłopak chodzi z Hermioną Granger.
- Mi również - odpowiedziała mu w taki sam sposób i wystawiła do niego rękę, a Draco ujął ją tak jakby nie było to powitanie, a jakby wyzywał kogoś na pojedynek. Lily spojrzała teraz na Granger i od razu złagodniała.
- Hermiono, miło cię znów widzieć - uśmiechnęła się do niej ciepło - Nie obrazisz się jak zostawię was na chwilę samych? - ukradkiem spojrzała na Malfoya, jego obecność wyraźnie jej nie pasowała.
- Oczywiście, że nie - powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się do niej. Kobieta więc pożegnała się z synem, Hermioną i Draco starając się na w miarę uprzejmy ton głosu w tym ostatnim przypadku i wyszła. Malfoy spojrzał na Pottera.
- Nie daleko pada jabłko od jabłoni - skwitował.
- Lepiej się zamknij... - wysyczał Harry. Teraz próbowali zabić się spojrzeniem. Stalowo błękitne i szmaragdowe tęczówki można było porównać do dzikich zwierząt walczących o pozycję w stadzie. Hermiona przerwała to stając między nimi.
- Uspokójcie się! - zawołała - Czemu wy do cholery musicie być aż tak irytujący?! - wyszła szybko trzaskając drzwiami. Malfoy i Potter gapili się teraz w drzwi zszokowani. Po trzydziestu sekundach obaj wybuchli śmiechem i zapominając, że są odwiecznymi wrogami, turlali się teraz po podłodze ze śmiechu, wpadali na meble i rzucali poduszkami. Po prawie 10 minutach Draco wziął głęboki wdech, wstał i otrzepał się z kurzu.
- Całkiem fajnie udawać z tobą dziecko, Potter - powiedział i wyszedł z pokoju, a Harry śmiał się jeszcze długo.
Przede wszystkim chciałabym podziękować czytelnikom, zarówno tym, którzy komentują każdy post jak i tym, którzy się jeszcze nie ujawnili ;)
Silent Valentine - Twoje komentarze, choć krótkie zawsze poprawiają mi humor! Widzę, że jesteś moją stałą czytelniczką <3
oNyks Xyz - Dziękuję za te długie komentarze i korektę zawsze wtedy, gdy jej potrzeba! :* Tak, nie mam bety, ale to bardzo ważne, żeby uczyć się na błędach... no dobra "nie stać mnie" :') Poza tym, Twój blog jest świetny :D
Fleur Adaa - skomentowałaś prawie każdy mój post i mam "dziwne przeczucie", że zawsze mogę na Ciebie liczyć :) Nad jedną rzeczą jednak strasznie ubolewam... czemu przestałaś pisać?! Jak tylko wrócisz na bloga to koniecznie daj mi znać (jak nie skomentuję postu to pewnie dlatego, że umarłam ze szczęścia) :3
Poza tym to mam jeszcze kilka innych podziękowań...
Dziękuję genialnemu zespołowi jakim jest Metallica i, którego właśnie w tej sekundzie słucham za źródło inspiracji i możliwość ucieczki od świata! Dziękuję za piosenkę Eda'a Sheerana - I See Fire, której zawdzięczam rozdział 22! Dziękuję Iron Maiden, zespołowi, który z nawet mi nie znanych przyczyn pomaga zrozumieć Draco:
"When I'm walking a dark road I am a man who walks alone".
I wreszcie, dziękuję światu za MUZYKĘ, bez muzyki ten blog by nie istniał :)
W Hogwarcie panowała teraz bardzo wesoła atmosfera. Nawet Ślizgoni cieszyli się z faktu, że Harry odzyskał matkę. Lily Potter całe dni spędzała ze swoim synem i jego przyjaciółmi opowiadając im o Hogwarcie, gdy sama była młoda, szaleństwach Huncwotów i wielu innych rzeczach, a wszyscy słuchali jej zafascynowani. Lily rozmawiała również z Dumbledorem, ale nikt nie wiedział co wydarzyło się wtedy w gabinecie dyrektora. Hermiona Granger oczywiście też była bardzo szczęśliwa z powrotu Lily jednak co innego miała teraz na głowie. Usiadła na fotelu w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i zaczęła czytać list, który dostała od Draco... przynajmniej tak jej się zdawało..
Hermiono Granger!
Zapewne zastanawiasz się co dzieje się teraz z Draco,
właśnie w tej sprawie piszę do Ciebie ten list. Kiedy dowiedziałam się,
że mój jedyny syn uciekł z Hogwartu przeraziłam się nie na żarty.
W jego rzeczach znalazłam twoje zdjęcie, rysunki i wiele innych osobistych
rzeczy, ale zrozum, to było dla waszego bezpieczeństwa. W każdym razie uważam,
że postąpił on mądrze zostawiając Cię, ale przecież nie piszę tego dlatego, że chcę
Cię dobić. On zniknął. Chwilę po zostawieniu Cię Dracon został porwany.
Severus miał go chronić, obiecał, a słuch po nim zaginął. W szkole nie ma też pewnej nauczycielki.
Pani Charmstick zniknęła dzień po Waszej ucieczce, niech to będzie
dla Ciebie pomocne. Nigdzie nie jest już bezpiecznie, Czarny Pan rzucił czar na mój własny dom,
Proszę Cię, uratuj mojego syna.
Narcyza Malfoy
Hermionie serce zabiło szybciej. Dopiero co wróciła, dopiero co oddała Harry'emu pelerynę, ale znów musiała zniknąć, dla Narcyzy, dla Draco... Może i to mogło się udać, przybycie Lily Potter wywołało tak duże zamieszanie, że nikt nie miałby nawet zwrócić uwagi na to, że znów zniknęła. Najbardziej jednak wstrząsnął ją fakt, że Profesor Charmstick zniknęła, Charmstick, której Draco nigdy nie ufał... chyba z wzajemnością. Co teraz robiła ta kobieta? Tylko jedna osoba w szkole mogła to wiedzieć.
(***)
Kiedy Gryfonka znalazła się w gabinecie Dumbledore'a wyglądał on jeszcze starzej niż zwykle. Czuła, że nie była pierwszą osobą, która przyszła dziś do niego z jakąś sprawą. Jednak na widok Granger postarał się uśmiechnąć.
- Witaj, Hermiono. Co cię do mnie sprowadza? - zapytał.
- Ciekawość... a przynajmniej taka jest wersja nieoficjalna - dyrektor spojrzał na nią trochę zaskoczony - Przechodząc do rzeczy, gdzie jest Pani Charmstick?
Dumbledore westchnął. To musiał być ciężki temat.
- To nie takie proste... - zaczął jednak dziewczyna nie chciała znowu słuchać kłamstw.
- Profesorze, to rzeczywiście nie jest proste i dlatego muszę wiedzieć, gdzie jest Profesor Charmstick? - głos miała stanowczy i zdecydowany.
- Wiem, że jesteś inteligentną dziewczyną Hermiono i mam nadzieję, że nie popełniam teraz błędu... Powiedz mi jednak, uwierzyłaś w to, że Profesor Charmstick jest zwykłą nauczycielką? - Gryfonka pokręciła przecząco głową - Tak też myślałem... A więc słuchaj uważnie, Profesor Charmstick została przysłana przez Ministerstwo Magii - dziewczyna przełknęła głośno ślinę, ale dyrektor zdawał się tego nie zauważyć - Jej zajęcia z Obrony przed czarną magią nie miały wcale na celu ostrzeżenia was przed Lordem Voldemortem bo w rzeczywistości prowadziła ona tylko śledztwo... gdybym tylko przewidział co się wydarzy! Obserwowała was na lekcji, patrzyła jak reagujecie na poszczególne rzeczy, czy wytrzymujecie na jej lekcjach... - Hermionie przypomniało się jak Draco wyszedł z lekcji i poczuła się jakby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody - Dracon Malfoy nie jest złą osobą, ty to wiesz i ja, ale Ministerstwo nie będzie słuchać, a zwłaszcza, gdy sprawą zajmuje się ta kobieta... Wiem o co chcesz mnie poprosić, Hermiono Granger. Popełniłem już wiele błędów w swojej karierze i najwyższy czas popełnić kolejny. Pozwalam ci spróbować odnaleźć tego chłopaka.
(***)
Hermiona stanęła przed drzwiami do dormitorium chłopaków i słuchała chwilę. Lily opowiadała im jakąś zabawną historię i wszyscy głośno się śmiali. Dziewczyna uśmiechnęła się i zapukała do drzwi.
- Otwarte! - zawołał Ron. Kiedy Hermiona weszła do środka zorientowała się, że byli tam tylko Harry, Ron ,Neville i Lily. Wszyscy z wyjątkiem Rona uśmiechnęli się szeroko na jej widok, on tylko wysilił się na sztuczny uśmiech.
- Usiądziesz z nami? - zapytała Lily swoim jak zwykle ciepłym i przyjaznym głosem. Hermiona musiała ciągle powtarzać sobie, że życie Draco jest ważniejsze od zabawy, żeby odmówić.
- Przykro mi, ale nie mogę. Chciałam tylko spytać czy mogę porozmawiać z Harrym uśmiechnęła się ciepło do mamy Pottera. Harry już miał coś powiedzieć, ale Ron go wyprzedził.
- Zanim pójdziesz... - zaczął Weasley - czy mogłabyś najpierw porozmawiać ze mną? - kiedy to mówił przypominał kłębek stresu.
- Oczywiście... - odpowiedziała niepewnie Hermiona.
Chwilę później oboje siedzieli na sofie w Pokoju Wspólnym i towarzyszyła im niezręczna cisza.
- Hermiono ja...
- Tak?
- Chcę cię przeprosić... - dziewczyna słuchała go ze zdziwieniem - Popełniłem wiele błędów w życiu, naprawdę dużo, ale największym było obrażenie się na ciebie tylko dlatego, że... - przełknął głośno ślinę, odebrało mu mowę.
- Że co? - zapytała Hermiona, ale nie było pewna czy chce usłyszeć odpowiedź.
- Że cię kocham... - Hermiona spojrzała mu w oczy, płonął w nich ogień - Tak, kocham cię, ale wiem, że tego nie odwzajemniasz. Kochałabyś każdego, każdego, ale nie mnie. Nie należę do elity, nie mogę dać ci nic samym sobą, dla mnie nie jesteś, nie byłaś i nigdy nie będziesz szlamą. Dla mnie zawsze będziesz Hermioną Granger, dziewczyną do, której należy moje serce - pocałował ją w czoło i odszedł. Hermiona wpatrywała się w ogień, w jej życiu brakowało tylko jednego, sensu.^
Wstała gwałtownie i poszła do chłopaków, żeby wziąć od Harry'ego pelerynę. Kiedy już dostała to co było jej potrzebne wybiegła z Hogwartu tak szybko jak mogła. Zniknęła. Tylko ona, różdżka i myśli. Nie miała mapy, nie miała żadnych informacji, biegła tam, gdzie kierowała ją intuicja. "Let's finish what we started"... Bolały ją nogi, głowa, ale przede wszystkim serce. Nie zasługiwała na taki los, nikt nie zasługiwał. Chciała krzyczeć. Z każdą minutą biegu bez zatrzymania czuła coraz większą siłę. W rzeczywistości słabła, ale czuła w sobie coś... dziwnego. Nagle odpłynęła, ale nie upadła na ziemię, nie zemdlała, leciała. Czuła, że unosi się wyżej i wyżej, a świat nad nią jest zupełnie inny. To była ciemna otchłań, a przed oczami co chwila przelatywały jej wspomnienia. Widziała wszystko i nic. Otaczały ją gwiazdy, myśli... sny. Nagle czuła, że upada na coś twardego. Otworzyła oczy, ale zobaczyła pod sobą tylko niekończącą się nicość. Obok niej pojawił się wysoki mężczyzna w kapturze zasłaniającym mu prawie całą twarz.
- Doszłaś daleko... - zaczął - Walczysz tam, gdzie inni polegli. To nie jest już kwestia twojego chłopaka, tu już nie chodzi o was, tu chodzi o świat, Granger. Wiesz czemu tu jesteś? - zapytał, a dziewczyna pokręciła przecząco głową - Jesteś tu bo jesteś wyjątkowa. Posiadasz wyjątkową moc... Poza tobą tylko jedna z żyjących osób też ją ma... ale ta osoba nie może się z tobą mierzyć. Odkryj w sobie to co ukrywasz broniąc się przed własną mocą - powiedział i zdjął kaptur. To był Severus Snape...
- G-gdzie ja jestem? - zapytała ledwo dobywając głosu.
- W swoim świecie - odpowiedział jej Snape, ale ona nic nie zrozumiała.
- Więc co ty tu...
- Martwi mają dostęp do innych światów... Tak, Granger, jestem duchem.
- Ale co ja mogę zrobić? Jak ja mam pomóc komukolwiek? Ja nie mam żadnej mocy...
- Więc powiedz mi, gdzie teraz jesteś? Gdzie teraz jesteś skoro...
- Ale jak mam tego używać?!
- Tak jak to właśnie zrobiłaś. Poczuj swoją siłę, zapomnij o wszystkim co logiczne, twórz własną logikę, własne prawa i własny świat... - powiedziawszy to zniknął. Hermiona rozejrzała się dookoła.
- Zapomnij o logice - powtarzała sobie cicho.
Zrobiła krok do przodu i skoczyła w ciemność.
(***)
Kiedy otworzyła oczy była w ciemnej uliczce. Budynki pobazgrane sprayem i śmieci, mnóstwo śmieci. Przed sobą widziała tylko mur... i zakręt w prawo. Nie miała wyjścia. Przeszła połowę drogi, a z prawej strony dochodziły ją dźwięki ulicy. Zatrzymała się i pomyślała chwilę. Ruszyła pewnym siebie krokiem, nie myślała o zakręcie, jakby nie istniał. Wtedy w murze po prawej stronie cegły zaczęły się przesuwać, powstało przejście. Hermiona otworzyła szeroko oczy. Poszła w lewo, przed nią był kolejny zakręt. Słyszała jak ktoś rozmawia więc schowała się pod ścianą, a kiedy się wychyliła poczuła jakby ktoś uderzył ją mocno w twarz. Charmstick celowała różdżką w Dracona, który stał pod ścianą, nie miał żadnej drogi ucieczki. Blondyn wyraz twarzy miał groźny, ale cały się trząsł.
- Nie znasz mnie! Nic nie wiesz! - krzyczał w stronę Charmstick, która zaśmiała się tylko przerażająco. Hermionie przeszedł dreszcz po plecach.
- A jakie ty masz ze mną szansę, młody sługo Czarnego Pana? - wysyczała - Nie masz serca, nigdy nie kochałeś, nikt nie pokocha ciebie...
Hermiona zacisnęła dłonie w pięści, już nie mogła. Wyszła do nich.
- I tu się mylisz, żmijo - warknęła Gryfonka. Ruda odskoczyła jak oparzona i spojrzała na Granger ze złością.
- Hermiona... - wyszeptał Malfoy, był w szoku.
- I jakbyś chciała wiedzieć jego ktoś kocha, bardzo kocha... - po policzkach płynęły jej łzy, ale była twarda - Draco proszę cię nie myśl teraz o mnie źle... - zwróciła się do chłopaka i przełknęła głośno ślinę - Avada Kedavra... ^
Ruszyła wolnym krokiem w stronę Draco. Zabiła człowieka, zabiła... Bała się myślała, że nie będzie chciał na nią patrzeć. Jednak zanim jeszcze do niego doszła wręcz na nią skoczył i objął ramionami tak mocno jak tylko było to możliwe.
- Nie jesteś mordercą... - wyszeptał jej we włosy - Jesteś najodważniejszą dziewczyną jaką znam...
Hermiona podniosła wzrok tak, że patrzyła mu teraz prosto w oczy. Myślała, że go już nigdy nie zobaczy, nigdy nie poczuje jego dotyku i nigdy nie... Draco gwałtownie wpił się w jej usta. Hermiona odwzajemniła ten pocałunek. Nikt z nich jeszcze nigdy się tak nie czuł. Po policzkach dziewczyny płynęły łzy, a ciałem kontrolowało pożądanie. Znowu czuła to samo, ten ogień. Ogień, który nie niszczy, ogień, który tworzy. Ogień, który działa cuda. Ich języki spotkały się w namiętnym tańcu, a serca biły tak szybko jakby miały im wyskoczyć z piersi. Dziewczyna mierzwiła dłońmi włosy partnera, który nie pozostawał jej dłużny i błądził dłońmi po całym jej ciele.
- Ze wszystkich błędów jakie popełniłam - wyszeptała Hermiona między pocałunkami - największym było pozwolenie ci odejść...
Na te słowa chłopak przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej. Przesunęli się tak, że oboje opierali się teraz o ścianę. Trwali tak jeszcze chwilę.
- Hermiono - wymruczał Malfoy - Co tu się w ogóle dzieje?
Dziewczyna odsunęła się od niego tak, aby spojrzeć mu teraz w oczy.
- Musimy porozmawiać.
(***)
Okazało się, że byli w Ameryce w Stamford, 155 mil od Nowego Jorku. Usiedli na ławce w parku i spojrzeli sobie w oczy. To do Hermiony miało należeć pierwsze słowo.
- Wiem czego ode mnie oczekujesz, ale, wstydzę się... Nie chcę cię dobijać, nie teraz - jednak Malfoy jej nie słuchał, chciał znać prawdę nawet jeśli miało go to zaboleć - Sam tego chciałeś... A więc wstałam, ale ciebie nie było, zostałam sama, a po tobie został mi tylko list, list bez wyjaśnień... Upiłam się - Draco wyglądał jakby właśnie dowiedział się, że ma raka - Teraz sytuacja robi się naprawdę dziwna bo znalazła mnie... Lily Potter. Tak Draco, ta Lily, której cały czas szukaliśmy znalazła mnie. Wróciłam do Hogwartu, ale gdy dowiedziałam się o zniknięciu tej wiedźmy wiedziałam już, że coś jest nie tak... - powiedziała jednak nie wspomniała nic o tym co odkryła, o tym co powiedział jej ktoś kto już nie żył...
- Her... - Blondyn nie dokończył, słowa przecież nie znaczyły nic. Przytulił zaskoczoną Gryfonkę tak mocno, że aż wstrzymała oddech. Zmniejszył uścisk, ale ani śnił ją puścić. Hermiona się nie opierała, wręcz przeciwnie, wtuliła się w niego mocno i zaczęła płakać mu w koszulę.
- A wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? - głos jej się łamał - Wiesz czego bałam się najbardziej? Że to koniec, że już nigdy cię nie zobaczę, że już nigdy cię nie dotknę... - wtuliła się w niego wycierając łzy o materiał koszuli.
- A myślisz, że zrobiłem to z łatwością? Myślisz, że zostawiłem cię po to, żebyś nie mogła w nocy spać? - zapytał i złapał ją za podbródek tak, żeby patrzyła mu w oczy - Nie, Hermiono. Zostawiłem cię po to, żeby cię chronić, ale cóż poradzić, ty zawsze coś wymyślisz - powiedział cicho pocałował ją w czoło - Mam propozycję, chcesz posłuchać?
Dziewczyna przytaknęła głową.
- Wracajmy do Anglii i ogłośmy światu, że nijaki Draco Malfoy wrócił do żywych.
Gryfonka uśmiechnęła się promiennie.
- Jesteś niesamowity - powiedziała i obdarzyła go słodkim pocałunkiem w usta.
(***)
Weszli do szkoły starając się nie robić zamieszania, ale niestety, to było niemożliwe. Uczniowie Hogwartu uwielbiają, gdy coś się dzieje i najwyraźniej sytuacja z Lily im nie starczyła. Niektórzy klaskali na ich widok i słychać było teksty typu "Cud, Malfoy jednak żyje", ale wszyscy milkli napotykając spojrzenie Draco. Normalnie zachowuje się znacznie gorzej jednak to było tylko chłodne spojrzenie szarych oczu, nic wyjątkowego...
- Wiem, że zawsze się opierałeś - zaczęła Hermiona szeptem - ale pójdźmy proszę do wieży Gryffindoru, muszę ci coś pokazać.
Draco spojrzał na nią, a było to spojrzenie mówiące "zlituj się kobieto" jednak szybko odpuścił. Tak więc Granger cała podekscytowana wraz z Draco, który wyglądał jak jej zupełne przeciwieństwo ruszyli w stronę wieży Gryffindoru. Szli chwilę cały czas trzymając się za ręce jednak Hermiona stanęła w pewnym momencie, a entuzjazm zniknął z jej twarz. Na parapecie kilka metrów dalej siedział Ron Weasley i patrzył przez okno, wyglądał jak chodzące nieszczęście. Hermionę przeszedł dreszcz, ale nie mogła się teraz winić, Malfoy nie miał zamiaru jej pozwolić. Chłopak objął Gryfonkę i odwrócił w swoją stronę.
- Smutek piękności szkodzi - powiedział i uśmiechnął się do niej.
- A nie złość?
- Szczerze, nic mnie to nie obchodzi - wymruczał i wpił się w jej wargi. Dziewczynie aż zakręciło się w głowie. Kiedy się od niego oderwała Rona już nie było, poczuła się winna. Przecież nie musieli robić tego na jego oczach.
- Miona? - zaczął Draco widząc, że dziewczyna znów przygasła.
- Tak? - zapytała głosem pozbawionym emocji co wywołało o chłopaka grymas na twarzy.
- Jak tak dalej pójdzie to będę musiał sięgnąć już po konkretne środki... - powiedział teatralnym głosem. Dziewczyna uniosła brew w pytającym geście.
- No wiesz, na przykład będę musiał wycałować cię na śmierć... - odpowiedział udając smutek. Hermiona zaśmiała się.
- No cóż Panie Malfoy, bardzo okrutna to śmierć - udawała smutną jak on przed chwilą.
- No ma się rozumieć! - Ślizgon się zaśmiał, tak rzadko miała okazję to słyszeć - Jednak pozwolę sobie przypomnieć, że jeszcze nie tak dawno chciała pani zaprowadzić mnie do swojego zakichanego dormitorium więc...
- Więc chodźmy - zaśmiała się perliście, objęła go i poszli dalej. Kiedy doszli do obrazu Grubej Damy dziewczyna szybko wypowiedziała hasło i wręcz wepchnęła blondyna do środka. Wszyscy Gryfoni patrzyli na nich teraz zdziwieni jednak zanim Malfoy zdążył w ogóle zareagować Granger złapała go za rękę i pociągnęła w stronę dormitorium chłopaków. Kiedy stali już przed drzwiami zawahała się chwilę, czy Ron jest w środku? Zapłukała do drzwi.
- Otwarte! - zawołał Harry, a na dźwięk jego głosu Draco się skrzywił. Gryfonka powoli otworzyła drzwi i z ulgą stwierdziła, że w środku są tylko Harry z matką. Blondyna na widok Lily zamurowało. Od razu ją poznał. Lily natomiast patrzyła na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Blondyn chciał oderwać się od jej spojrzenia, ale teraz jego uwagę przyciągnęły prawie identyczne szmaragdowe oczy.
- Potter.
- Malfoy.
Tak, tak zawsze ze sobą rozmawiali... w najlepszym wypadku. W pokoju dało się wyczuć nieprzyjemną atmosferę.
- Draco - Hermiona przerwała niezręczną ciszę - To jest Lily Potter. Lily, to właśnie Draco Malfoy... - starała się być szczęśliwa, ale głos jej drżał. Lily wstała i zrobiła krok w stronę Dracona, on również.
- To wielki zaszczyt poznać panią osobiście - powiedział, ale wzdrygnął się niezauważalnie, jakby słyszał swojego ojca. Ten sarkazm, ten chłód... Lily zmrużyła oczy, zastanawiała się jak to możliwe, że ten chłopak chodzi z Hermioną Granger.
- Mi również - odpowiedziała mu w taki sam sposób i wystawiła do niego rękę, a Draco ujął ją tak jakby nie było to powitanie, a jakby wyzywał kogoś na pojedynek. Lily spojrzała teraz na Granger i od razu złagodniała.
- Hermiono, miło cię znów widzieć - uśmiechnęła się do niej ciepło - Nie obrazisz się jak zostawię was na chwilę samych? - ukradkiem spojrzała na Malfoya, jego obecność wyraźnie jej nie pasowała.
- Oczywiście, że nie - powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się do niej. Kobieta więc pożegnała się z synem, Hermioną i Draco starając się na w miarę uprzejmy ton głosu w tym ostatnim przypadku i wyszła. Malfoy spojrzał na Pottera.
- Nie daleko pada jabłko od jabłoni - skwitował.
- Lepiej się zamknij... - wysyczał Harry. Teraz próbowali zabić się spojrzeniem. Stalowo błękitne i szmaragdowe tęczówki można było porównać do dzikich zwierząt walczących o pozycję w stadzie. Hermiona przerwała to stając między nimi.
- Uspokójcie się! - zawołała - Czemu wy do cholery musicie być aż tak irytujący?! - wyszła szybko trzaskając drzwiami. Malfoy i Potter gapili się teraz w drzwi zszokowani. Po trzydziestu sekundach obaj wybuchli śmiechem i zapominając, że są odwiecznymi wrogami, turlali się teraz po podłodze ze śmiechu, wpadali na meble i rzucali poduszkami. Po prawie 10 minutach Draco wziął głęboki wdech, wstał i otrzepał się z kurzu.
- Całkiem fajnie udawać z tobą dziecko, Potter - powiedział i wyszedł z pokoju, a Harry śmiał się jeszcze długo.
środa, 20 maja 2015
Rozdział. 24
Dwa tygodnie bez pisania... chyba potne się mydłem w płynie :p Chcecie to Yaoi czy nie? :v Tak, to pewnie to o czym myślicie. Właśnie też sobie uświadomiłam, że jeszcze tylko kilkanaście rozdziałów i koniec historii, to mnie... przeraża. Mam pomysł na epilog, ale co potem? No nic, coś się wymyśli, a teraz - zapraszam do czytania! :>
Draco zastanawiał się co dalej robić. Uniknął śmierci cudem, a cud ten nazywał się Hermiona Granger. Jednak mimo wszystko czuł, że nadal powinien ją zostawić. Kochał ją, całą miłość jaką miał dał jej... i to właśnie było jednym z powodów. Był świadomy tego kim jest i, że ma dużo wad, ale pierwszy raz wiedział też, że opuszczenie jej teraz byłoby najbardziej dojrzałym wyborem w jego życiu. Przecież list mówił wyraźnie - nie zdoła jej uratować. Podjął już decyzję. Podszedł do śpiącej dziewczyny i ucałował ją delikatnie w czoło.
- Żegnaj Hermiono... - powiedział i zniknął w mroku.
(***)
Gryfonka zbudziła się w świetnym humorze. Na wspomnienie nocy uśmiechała się sama do siebie. Jednak, gdy spojrzała na szafkę nocną uczucie szczęścia zniknęło.
Hermiono!
Jesteś dla mnie najważniejszą osobą,
Jesteś światełkiem w ciemności,
Jesteś całym moim życiem,
Jesteś wszystkim co mam,
Nie chcę Cię stracić, nigdy.
A ty nie tracisz teraz mnie,
Zawsze będę,
Draco
- Nie... - była w szoku - Nie, nie, nie! Cholera jasna, nie! - dziewczyna uderzyła pięścią w szawkę. Łzy lały się jej strumieniami. Krzyczała, buntowała się, ale to na nic. Jego już nie było. Draco Malfoy odszedł, straciła go. Na zawsze. Miała gdzieś, że była trzecia w nocy, ubrała trampki nawet nie wiążąc sznurówek i wybiegła z hotelowego pokoju trzaskając głośno drzwiami. Wybiegła na ulicę.
- Uważaj jak chodzisz! - ryknął jakiś taksówkarz prawie ją potrącając. Oszołomiona dziewczyna szła dalej energicznym krokiem. Owinęła się rękami, tuliła się sama do siebie bo już nigdy miała nie poczuć ramion Malfoya na swoim ciele. Już nigdy miała nie poczuć jego dłoni, już nigdy miała go nie ujrzeć... Weszła do pierwszego mugolskiego baru jaki tylko zauważyła.
- Coś mocnego - powiedziała stając przy ladzie, po jej uprzejmym zawsze głosie nie było ani śladu. Barman mierzył ją wzrokiem tak jakby nie wierzył, że jest pełnoletnia i rzecz jasna, miał rację - Szybko - dodała Gryfonka lodowatym głosem, a mężczyznę przeszedł dreszcz. Rozejrzała się po klubie czekając na zamówienie. Było tu mnóstwo mugoli, albo się bawili, albo rozmawiali z przyjaciółmi, ukochanymi... Dziewczynę znowu zalała fala rozpaczy. Wtedy pojawił się barman z drinkiem. Dziewczyna podała mu 20 dolarów nie chcąc nawet reszty. Podeszła do stolika zaraz obok i rozlała trochę na ziemię. Usiadła niezgrabnie i wzięła duży łyk. To było okropne, nigdy nie piła. Teraz jednak nie myślała jak zawsze i brała łyk za łykiem, a smak przestawał jej przeszkadzać. Zamawiała nowy drink od razu po wypiciu poprzedniego. Kręciło się jej już w głowie i poruszała się co raz dziwniej. Do baru wszedł właśnie jakiś niski blondyn o włosach przed ramiona.
- CO MALFOY?! WRÓCIŁEŚ? PSYCHIATRYK TO NIE TUTAJ!!! - krzyknęła do zszokowanego chłopaka, który poszedł dalej patrząc na nią jak na wariatkę.
- CO UCIEKASZ, CO?! STRACH OBLECIAŁ?!?! - darła się, ale on już zniknął wśród tłumu. Nagle zakręciło się jej w głowie i upadła na podłogę. Ostatnie co pamiętała to okropny ból głowy.
(***)
Kiedy Hermiona wstała nie pamiętała wiele. Wiedziała tylko, że była pijana, bardzo pijana. Ta wiedza zdawała się rozwalać jej mózg. Nie otwierała oczu, bała się. Mogła być teraz wszędzie. W psychiatryku, więzieniu, na ulicy... Jednak mimo tego, że była w okropnym stanie jej przeklęta ciekawość znów dawała się we znaki. Powoli otworzyła oczy. Pierwszą rzeczą jaką ujrzała były piękne szmaragdowe oczy, które mogła przysiąc, dobrze znała. Nad nią siedziała kobieta o ognistych włosach i oczach przywodzących na myśl ciepłą wiosnę. Uśmiechnęła się do niej.
- Wszystko dobrze? - zapytała z troską w głosie.
- T-tak... Kim pani jest? - zapytała nieśmiało dziewczyna.
- Mam na imię Lily, skarbie. Byłaś w okropnym stanie. Ochroniarze chcieli cię zwieźć na komisariat.
- Lily?! Lily Potter?! - Hermiona otworzyła oczy z niedowierzenia.
- Tak s... skąd znasz moje imię?
- Ja znam p-pani ss... - zaczęła dziewczyna ledwo mogąc wydobyć z siebie głos.
- Kogo? - w oczach Lily pojawił się jakiś tajemniczy błysk.
- Pani ss-syna... Harrrry'ego... - na te słowa Lily prawie aż podskoczyła.
- Ale Harry nie... - cały czas nie mogła uwierzyć w to co usłyszała.
- Harry żyje i ma się dobrze... prawie. Bardzo boli go strata ojca i pani. Był przekonany, że oboje odeszliście z tego świata, że nigdy w życiu nie będzie mógł zamienić z wami ani słowa - Hermiona była niesamowicie podekscytowana.
- Ale przecież Severus...
- Severus Snape? - Lily tylko kiwnęła głową zaskoczona - Snape uczy nas eliksirów w Hogwarcie.
- Mój syn żyje i jest teraz w Hogwarcie? - po policzkach Lily popłynęły łzy - Jak masz na imię?
- Hermiona Granger, proszę pani.
- A więc Hermiono, pakuj się, jedziemy do Hogwartu^
W rzeczywistości dziewczyna nie miała co pakować, wzięła tylko różdżkę, pelerynę Harry'ego i była gotowa do drogi, to już czas. Tak więc po 15 minutach były już gotowe na stacji Grand Central i czekały na pociąg. Usiadły na ławce i czekały.
- Hermiono mogę cię o coś poprosić?
- Oczywiście - odpowiedziała Granger i uśmiechnęła się uprzejmie.
- Opowiedz mi coś o Harrym - oczywiście, przecież to musiał być szok dla matki, świadomość, że syn, którego nie widziała już prawie szesnaście lat nadal żyje i zaraz ma go spotkać - Tylko proszę nie mów, już do mnie proszę pani - puściła do niej oczko.
- Dobrze... Lily - Hermiona znów się uśmiechnęła - Tak więc przyjaźnimy się od początku szkoły. To bardzo miły chłopak i niesamowicie odważny - tu zastanowiła się czy powiedzieć zielonookiej o Voldemorcie - Ma czarne nie długie włosy, które zawsze są w nieładzie, wszyscy mówią, że ma to po pani... znaczy się po twoim mężu jednak oczy ma identyczne jak ty. Na trzecim roku Harry poznał Remusa Lupina, który uczył nas wtedy OPCM. Bardzo się lubili, a profesor opowiadał mu dużo o przeszłości jednak to nic w porównaniu z jego znajomością z Syriuszem! - Lily aż oczy zaświeciły na wspomnienie przyjaciela - Myślał, że to jego jedyna rodzina... Niestety Syriusz zmarł rok temu... Wszystko przez tą psychopatkę, Bellatrix Lestrange. Przepraszam, nie chcę już pani straszyć...
- Proszę cię. Powiedz mi więcej - powiedziała kobieta zdecydowanie. Hermiona westchnęła.
- Tak naprawdę to wszystko byłoby dobrze gdyby nie Lord Voldemort... - Potter wciągnęła głośno powietrze - Tak, on wrócił. Ja nie chciałam cię straszyć, ale dopytywałaś się więc powiem, on chce zabić Harry'ego. To przez Czarnego Pana zginął Syriusz, to przez niego Dolores Umbridge rządziła szkołą przez prawie rok i to przez niego Draco...
- Draco? - zapytała kobieta umosząc brew w pytającym geście. Malfoy też tak często robił...
- O już pociąg przyjechał!^
Pierwszą godzinę przemilczały. Jednak Hermiona szybko zauważyła, że mają jedną wspólną cechę, tę przeklętą ciekawość, która właśnie opanowała starszą Gryfonkę.
- Kim jest ten Draco? - powtórzyła wcześniejsze pytanie.
- Mogę powiedzieć nazwisko? Może starczy - naprawdę nie chciała o nim rozmawiać, ale na szczęście Potter kiwnęła głową. Hermiona wzięła głęboki wdech - Malfoy.
Lily się skrzywiła.
- Tak znałam jednego Malfoya... - od razu było wiadomo, że nie ma ona miłych wspomnień z tą osobą - Czy to... syn Lucjusza Malfoya?
- Tak - odpowiedziała Hermiona bez emocji, a Lily przeszedł dreszcz - Jednak zapomniałam powiedzieć jednej rzeczy co do Harry'ego, on jest świetnym czarodziejem. Proszę się nie martwić. Ten chłopak mając trzynaście lat wyczarował prawdziwego patronusa, rozumie pani? Trzynaście! Na piątym roku prowadził zakazane zajęcia z OPCM co pomogło nie jednej osobie. To geniusz!
- Mój syn... mój mały Harry. Jestem z niego dumna - powiedziała kobieta uśmiechając się szeroko. Minęła chwila zanim znów coś powiedziała - A ty? A ty kim jesteś Hermiono Granger?
- A więc moje imię już znasz. Jestem w wieku twojego syna i należę do Gryffindoru jak on. Wraz z naszym (a teraz już chyba tylko jego...) przyjacielem Ronem przeżyliśmy potwornie dużo! Bardzo dużo czytam, ale uważam, że to dobra droga ucieczki do rzeczywistości. Jestem brudnej krwi... w wieku 12 lat po raz pierwszy zostałam nazwana szlamą, potem było to już na porządku dziennym... - posmutniała. Lily spojrzała jej głęboko w oczy. Znała jej ból.
- Kto? Kto śmiał tak nazwać taką niesamowitą dziewczynę jak ty? - zapytała Lily poruszona jej historią.
- Malfoy - rzuciła krótko i spuściła wzrok.
- To było do przewidzenia... - powiedziała kobieta głosem, w którym kryła się nienawiść - Oni wszyscy tak mają. Znam twój ból, skarbie. Ten chłopak musi być...
- Ale - Hermionie łamał się głos, a świat widziała przez łzy. Trzymała rękę w kieszeni ściskając list, który znalazła - Ale on był inny... inny.
- Hermiono Granger, nie broń osoby, która nazwała cię...
- Nie musi pani tego mówić... Jednak on... on uratował mi życie! On jest... nieobliczalny, zmienny i... - płakała coraz bardziej.
- Księżniczka Gryffindoru pokochała Ślizgona... Przytul się, biedactwo - powiedziała i sekundę później tuliła już do siebie zapłakaną dziewczynę
(***)
- Gotowa? - zapytała Lily Hermionę kiedy stały już przed wejściem do szkoły.
- Gotowa - drzwi otworzyły się, a uczniowie nie mogli nadziwić wzroku. Zniknięcie Gryfonki i Ślizgona spowodowało prawdziwą aferę. Wtedy Hermiona zauważyła Pottera. Pobiegła do niego ze łzami w oczach i przytuliła go mocno.
- O Harry, tak dobrze cię widzieć! - powiedziała. Odsunęła się od niego powoli, a tymczasem Lily czuła, że zaraz się popłacze. To musiał być jej syn. Cały James... o jej oczach. Powoli zaczęła iść w ich stronę.
- H-harry? - głos jej się łamał. Potter natychmiast się odwrócił. Widział już tę kobietę w zwierciadle, słyszał już ten głos...
- Jak to mo... Mamo! - zawołał, pobiegł do niej i uścisnął tak mocno jak tylko potrafił - Mamo ty żyjesz!!!
Teraz wszyscy już patrzyli na tę scenę jak zaczarowani. Początkowo każdy był w szoku, teraz ludzie bili brawo i płakali ze wzruszenia. Wszystko co tracimy kiedyś wraca - pomyślała Hermiona i poczuła jak jakaś sowa macha za nią skrzydłami. Odwróciła wzrok, to była sowa Draco...
Draco zastanawiał się co dalej robić. Uniknął śmierci cudem, a cud ten nazywał się Hermiona Granger. Jednak mimo wszystko czuł, że nadal powinien ją zostawić. Kochał ją, całą miłość jaką miał dał jej... i to właśnie było jednym z powodów. Był świadomy tego kim jest i, że ma dużo wad, ale pierwszy raz wiedział też, że opuszczenie jej teraz byłoby najbardziej dojrzałym wyborem w jego życiu. Przecież list mówił wyraźnie - nie zdoła jej uratować. Podjął już decyzję. Podszedł do śpiącej dziewczyny i ucałował ją delikatnie w czoło.
- Żegnaj Hermiono... - powiedział i zniknął w mroku.
(***)
Gryfonka zbudziła się w świetnym humorze. Na wspomnienie nocy uśmiechała się sama do siebie. Jednak, gdy spojrzała na szafkę nocną uczucie szczęścia zniknęło.
Hermiono!
Jesteś dla mnie najważniejszą osobą,
Jesteś światełkiem w ciemności,
Jesteś całym moim życiem,
Jesteś wszystkim co mam,
Nie chcę Cię stracić, nigdy.
A ty nie tracisz teraz mnie,
Zawsze będę,
Draco
- Nie... - była w szoku - Nie, nie, nie! Cholera jasna, nie! - dziewczyna uderzyła pięścią w szawkę. Łzy lały się jej strumieniami. Krzyczała, buntowała się, ale to na nic. Jego już nie było. Draco Malfoy odszedł, straciła go. Na zawsze. Miała gdzieś, że była trzecia w nocy, ubrała trampki nawet nie wiążąc sznurówek i wybiegła z hotelowego pokoju trzaskając głośno drzwiami. Wybiegła na ulicę.
- Uważaj jak chodzisz! - ryknął jakiś taksówkarz prawie ją potrącając. Oszołomiona dziewczyna szła dalej energicznym krokiem. Owinęła się rękami, tuliła się sama do siebie bo już nigdy miała nie poczuć ramion Malfoya na swoim ciele. Już nigdy miała nie poczuć jego dłoni, już nigdy miała go nie ujrzeć... Weszła do pierwszego mugolskiego baru jaki tylko zauważyła.
- Coś mocnego - powiedziała stając przy ladzie, po jej uprzejmym zawsze głosie nie było ani śladu. Barman mierzył ją wzrokiem tak jakby nie wierzył, że jest pełnoletnia i rzecz jasna, miał rację - Szybko - dodała Gryfonka lodowatym głosem, a mężczyznę przeszedł dreszcz. Rozejrzała się po klubie czekając na zamówienie. Było tu mnóstwo mugoli, albo się bawili, albo rozmawiali z przyjaciółmi, ukochanymi... Dziewczynę znowu zalała fala rozpaczy. Wtedy pojawił się barman z drinkiem. Dziewczyna podała mu 20 dolarów nie chcąc nawet reszty. Podeszła do stolika zaraz obok i rozlała trochę na ziemię. Usiadła niezgrabnie i wzięła duży łyk. To było okropne, nigdy nie piła. Teraz jednak nie myślała jak zawsze i brała łyk za łykiem, a smak przestawał jej przeszkadzać. Zamawiała nowy drink od razu po wypiciu poprzedniego. Kręciło się jej już w głowie i poruszała się co raz dziwniej. Do baru wszedł właśnie jakiś niski blondyn o włosach przed ramiona.
- CO MALFOY?! WRÓCIŁEŚ? PSYCHIATRYK TO NIE TUTAJ!!! - krzyknęła do zszokowanego chłopaka, który poszedł dalej patrząc na nią jak na wariatkę.
- CO UCIEKASZ, CO?! STRACH OBLECIAŁ?!?! - darła się, ale on już zniknął wśród tłumu. Nagle zakręciło się jej w głowie i upadła na podłogę. Ostatnie co pamiętała to okropny ból głowy.
(***)
Kiedy Hermiona wstała nie pamiętała wiele. Wiedziała tylko, że była pijana, bardzo pijana. Ta wiedza zdawała się rozwalać jej mózg. Nie otwierała oczu, bała się. Mogła być teraz wszędzie. W psychiatryku, więzieniu, na ulicy... Jednak mimo tego, że była w okropnym stanie jej przeklęta ciekawość znów dawała się we znaki. Powoli otworzyła oczy. Pierwszą rzeczą jaką ujrzała były piękne szmaragdowe oczy, które mogła przysiąc, dobrze znała. Nad nią siedziała kobieta o ognistych włosach i oczach przywodzących na myśl ciepłą wiosnę. Uśmiechnęła się do niej.
- Wszystko dobrze? - zapytała z troską w głosie.
- T-tak... Kim pani jest? - zapytała nieśmiało dziewczyna.
- Mam na imię Lily, skarbie. Byłaś w okropnym stanie. Ochroniarze chcieli cię zwieźć na komisariat.
- Lily?! Lily Potter?! - Hermiona otworzyła oczy z niedowierzenia.
- Tak s... skąd znasz moje imię?
- Ja znam p-pani ss... - zaczęła dziewczyna ledwo mogąc wydobyć z siebie głos.
- Kogo? - w oczach Lily pojawił się jakiś tajemniczy błysk.
- Pani ss-syna... Harrrry'ego... - na te słowa Lily prawie aż podskoczyła.
- Ale Harry nie... - cały czas nie mogła uwierzyć w to co usłyszała.
- Harry żyje i ma się dobrze... prawie. Bardzo boli go strata ojca i pani. Był przekonany, że oboje odeszliście z tego świata, że nigdy w życiu nie będzie mógł zamienić z wami ani słowa - Hermiona była niesamowicie podekscytowana.
- Ale przecież Severus...
- Severus Snape? - Lily tylko kiwnęła głową zaskoczona - Snape uczy nas eliksirów w Hogwarcie.
- Mój syn żyje i jest teraz w Hogwarcie? - po policzkach Lily popłynęły łzy - Jak masz na imię?
- Hermiona Granger, proszę pani.
- A więc Hermiono, pakuj się, jedziemy do Hogwartu^
W rzeczywistości dziewczyna nie miała co pakować, wzięła tylko różdżkę, pelerynę Harry'ego i była gotowa do drogi, to już czas. Tak więc po 15 minutach były już gotowe na stacji Grand Central i czekały na pociąg. Usiadły na ławce i czekały.
- Hermiono mogę cię o coś poprosić?
- Oczywiście - odpowiedziała Granger i uśmiechnęła się uprzejmie.
- Opowiedz mi coś o Harrym - oczywiście, przecież to musiał być szok dla matki, świadomość, że syn, którego nie widziała już prawie szesnaście lat nadal żyje i zaraz ma go spotkać - Tylko proszę nie mów, już do mnie proszę pani - puściła do niej oczko.
- Dobrze... Lily - Hermiona znów się uśmiechnęła - Tak więc przyjaźnimy się od początku szkoły. To bardzo miły chłopak i niesamowicie odważny - tu zastanowiła się czy powiedzieć zielonookiej o Voldemorcie - Ma czarne nie długie włosy, które zawsze są w nieładzie, wszyscy mówią, że ma to po pani... znaczy się po twoim mężu jednak oczy ma identyczne jak ty. Na trzecim roku Harry poznał Remusa Lupina, który uczył nas wtedy OPCM. Bardzo się lubili, a profesor opowiadał mu dużo o przeszłości jednak to nic w porównaniu z jego znajomością z Syriuszem! - Lily aż oczy zaświeciły na wspomnienie przyjaciela - Myślał, że to jego jedyna rodzina... Niestety Syriusz zmarł rok temu... Wszystko przez tą psychopatkę, Bellatrix Lestrange. Przepraszam, nie chcę już pani straszyć...
- Proszę cię. Powiedz mi więcej - powiedziała kobieta zdecydowanie. Hermiona westchnęła.
- Tak naprawdę to wszystko byłoby dobrze gdyby nie Lord Voldemort... - Potter wciągnęła głośno powietrze - Tak, on wrócił. Ja nie chciałam cię straszyć, ale dopytywałaś się więc powiem, on chce zabić Harry'ego. To przez Czarnego Pana zginął Syriusz, to przez niego Dolores Umbridge rządziła szkołą przez prawie rok i to przez niego Draco...
- Draco? - zapytała kobieta umosząc brew w pytającym geście. Malfoy też tak często robił...
- O już pociąg przyjechał!^
Pierwszą godzinę przemilczały. Jednak Hermiona szybko zauważyła, że mają jedną wspólną cechę, tę przeklętą ciekawość, która właśnie opanowała starszą Gryfonkę.
- Kim jest ten Draco? - powtórzyła wcześniejsze pytanie.
- Mogę powiedzieć nazwisko? Może starczy - naprawdę nie chciała o nim rozmawiać, ale na szczęście Potter kiwnęła głową. Hermiona wzięła głęboki wdech - Malfoy.
Lily się skrzywiła.
- Tak znałam jednego Malfoya... - od razu było wiadomo, że nie ma ona miłych wspomnień z tą osobą - Czy to... syn Lucjusza Malfoya?
- Tak - odpowiedziała Hermiona bez emocji, a Lily przeszedł dreszcz - Jednak zapomniałam powiedzieć jednej rzeczy co do Harry'ego, on jest świetnym czarodziejem. Proszę się nie martwić. Ten chłopak mając trzynaście lat wyczarował prawdziwego patronusa, rozumie pani? Trzynaście! Na piątym roku prowadził zakazane zajęcia z OPCM co pomogło nie jednej osobie. To geniusz!
- Mój syn... mój mały Harry. Jestem z niego dumna - powiedziała kobieta uśmiechając się szeroko. Minęła chwila zanim znów coś powiedziała - A ty? A ty kim jesteś Hermiono Granger?
- A więc moje imię już znasz. Jestem w wieku twojego syna i należę do Gryffindoru jak on. Wraz z naszym (a teraz już chyba tylko jego...) przyjacielem Ronem przeżyliśmy potwornie dużo! Bardzo dużo czytam, ale uważam, że to dobra droga ucieczki do rzeczywistości. Jestem brudnej krwi... w wieku 12 lat po raz pierwszy zostałam nazwana szlamą, potem było to już na porządku dziennym... - posmutniała. Lily spojrzała jej głęboko w oczy. Znała jej ból.
- Kto? Kto śmiał tak nazwać taką niesamowitą dziewczynę jak ty? - zapytała Lily poruszona jej historią.
- Malfoy - rzuciła krótko i spuściła wzrok.
- To było do przewidzenia... - powiedziała kobieta głosem, w którym kryła się nienawiść - Oni wszyscy tak mają. Znam twój ból, skarbie. Ten chłopak musi być...
- Ale - Hermionie łamał się głos, a świat widziała przez łzy. Trzymała rękę w kieszeni ściskając list, który znalazła - Ale on był inny... inny.
- Hermiono Granger, nie broń osoby, która nazwała cię...
- Nie musi pani tego mówić... Jednak on... on uratował mi życie! On jest... nieobliczalny, zmienny i... - płakała coraz bardziej.
- Księżniczka Gryffindoru pokochała Ślizgona... Przytul się, biedactwo - powiedziała i sekundę później tuliła już do siebie zapłakaną dziewczynę
(***)
- Gotowa? - zapytała Lily Hermionę kiedy stały już przed wejściem do szkoły.
- Gotowa - drzwi otworzyły się, a uczniowie nie mogli nadziwić wzroku. Zniknięcie Gryfonki i Ślizgona spowodowało prawdziwą aferę. Wtedy Hermiona zauważyła Pottera. Pobiegła do niego ze łzami w oczach i przytuliła go mocno.
- O Harry, tak dobrze cię widzieć! - powiedziała. Odsunęła się od niego powoli, a tymczasem Lily czuła, że zaraz się popłacze. To musiał być jej syn. Cały James... o jej oczach. Powoli zaczęła iść w ich stronę.
- H-harry? - głos jej się łamał. Potter natychmiast się odwrócił. Widział już tę kobietę w zwierciadle, słyszał już ten głos...
- Jak to mo... Mamo! - zawołał, pobiegł do niej i uścisnął tak mocno jak tylko potrafił - Mamo ty żyjesz!!!
Teraz wszyscy już patrzyli na tę scenę jak zaczarowani. Początkowo każdy był w szoku, teraz ludzie bili brawo i płakali ze wzruszenia. Wszystko co tracimy kiedyś wraca - pomyślała Hermiona i poczuła jak jakaś sowa macha za nią skrzydłami. Odwróciła wzrok, to była sowa Draco...
środa, 6 maja 2015
Rozdział. 23
A więc wchodzę sobie na bloga i zastanawiam się co napisać, a tu nagle 3000 wyświetleń! Emotikon gasp Wiem, wiem, za bardzo się tym jaram (:P), ale dla mnie to naprawdę dużo^^ Mam nadzieję, że ten rozdział spodoba Wam się tak jak ostatni :> Zapraszam!
+ Chcecie na tym blogu miniaturkę... yaoi? :D Byłoby to moje pierwsze, ale chcę spróbować swoich sił w czymś nowym ^^
+ Chcecie na tym blogu miniaturkę... yaoi? :D Byłoby to moje pierwsze, ale chcę spróbować swoich sił w czymś nowym ^^
Hermiona obudziła się, ale nie otwierała oczu, bała się rzeczywistości. Wczoraj spędziła najlepszy i najgorszy dzień swojego życia. Pamiętała każdy pocałunek, pamiętała ten dotyk. Wtedy pierwszy raz tego dnia spojrzała na świat. Draco siedział obok niej i wpatrywał się w kartkę, która wczoraj była zwykłym naszyjnikiem... no dobra, nie była zwykłą biżuterią.
- Coś się stało? - zapytała zaspanym głosem.
- Tak. Znaczy nie... - mówił blondyn nie patrząc nawet na nią - Tu jest coś nie tak. Czuję się jakby ktoś chciał mi coś przekazać, ale nie wiem co...
- Daj mi to - powiedziała Hermiona, ale Malfoy ani nie drgnął. Gwałtownym ruchem wyrwała mu kawałek papieru. Przyjrzała się karteczce i przez chwilę pomyślała, że Malfoy oszalał.
- Tu nic nie pisze...
- Dziwne - stwierdził chłopak. Wziął to co uważał już za swoje patrzył ze zdumieniem - Teraz już jest napis, ten co przed chwilą... - powiedział.
- Czyli?
- Czyli - zaczął i wstał - jest to moja sprawa i nie muszę ci o tym mówić.
- Draco przestań. To nasz wspólny problem.
- Nie Hermiono, dalej nie rozumiesz? Jesteśmy głupi. Ja jestem głupi! To ja dostałem myślodsiewnię, to mnie prześladują dziwne rzeczy. Nie mieszaj się w to!
- Przestań! - krzyknęła na niego Granger. Czuła, że zaraz wybuchnie płaczem.
- Nie, nie przestanę! - Ślizgon tylko bardziej się nakręcał - Nie przestanę, a wiesz czemu? Bo cię kocham! Kocham cię chociaż ty tego nie dostrzegasz!!! Próbuję cię bronić, cały czas! Kto był przy tobie kiedy tak się wczoraj bałaś? - Hermiona milczała- Kto cię wspierał nie patrząc na to czy to mądre? Kto odpuszczał tylko po to, żeby sprawić ci przyjemność? Ja! Wszystko ja! Bałaś się wczoraj, a ja zamiast myśleć o swoim życiu zgadnij o kim myślałem? O tobie! Chcesz się użalać nad sobą??? Śmiało! Ja idę szukać stąd wyjścia bo ty masz chyba teraz większy problem!!! - wybiegł z pokoju, trzasnął drzwiami. Hermiona zakryła twarz dłońmi. To jej wina.
Draco biegł na górę nie myśląc o tym, że może czekać tam na niego śmierć. Twarz miał całą we łzach. Tak, on silny i dostojny Draco Malfoy płakał teraz jak dziecko. Walnął się pięścią w klatkę piersiową. "Moje serce to idiota!!!" - krzyczał w myślach. Wbiegł na schody potykając się co chwila. Na przeciwko było duże okno. Usiadł na parapecie, oparł łokcie na kolanach, złapał się za głowę... i łkał. To był płacz jak nigdy. Pamiętał jak ojciec na niego krzyczał, pamiętał jak nakazano mu pójść w ślady rodziców jednak to wszystko zdawało się teraz niczym. Hermiona Granger była najlepszą i najgorszą decyzją jego życia.
- Czego ona tu nie widzi? - zaczął gadać do siebie - Poświęcam się dla niej, a ona próbuje mnie jeszcze zranić i zginąć na moich oczach. Każda jej łza, każdy dreszcz przechodzący przez jej ciało kiedy się boi są dla mnie niczym cios w twarz. A zresztą mówię jak debil. W ogóle powinienem nic nie mówić. Jestem chory psychicznie - uderzył się w brzuch pięścią -Idiota.
Wyjął z kieszeni kartkę i zaczął czytać... znowu.
Słuchaj Malfoy, jesteś głupi myśląc, że ona to przeżyje. Nigdy mnie nie znajdziesz, nigdy nie znajdziesz Lily Potter i nigdy nie znajdziesz siebie. Jesteś dzieckiem pecha, nigdy nie powinieneś się nawet urodzić. Nigdy.
Na kartkę spadła łza. Jedna... druga i atrament się rozmył.
- To prawda - znowu mówił do siebie - Powinien zniknąć. Spojrzał na okno za sobą. Chciał dać Ganger ciepło, chciał jej dać miłość, ale nie mogła od niego dostać czegoś czego sam nie potrafił jej dać. Wstał, obrócił się i przyglądał się swojemu odbiciu w szybie.
- Wilk w owczej skórze... - stwierdził. Milczał chwilę jeszcze patrząc na potwora, którym był - Daj tej dziewczynie spokój! - krzyknął i rozbił szybę mocnym kopnięciem.
Hermiona zerwała się na nogi i biegiem ruszyła na górę. Zwolniła dopiero przy schodach. Powoli mijała kolejne stopnie. Kiedy weszła na górę wciągnęła gwałtownie powietrze. Nic, wilkołak chcący ją zabić, Voldemort, nic, nic nie było straszniejsze od widoku Dracona we krwi, który właśnie chciał odebrać sobie życie. Stał tak z rozłożonymi rękami i patrzył w dół jakby się zastanawiał czy to dostatecznie wysoko.
-Draco stój!!! - krzyknęła dziewczyna. Blondyn odwrócił twarz w jej stronę, twarz pełną bólu.
- Nie rozumiesz - ledwo mógł mówić - Nigdy nie rozumiałaś. Nie zasłużyłaś na życie u boku takiego palanta jak ja.
- Draco... - Hermiona zbliżała się do niego powoli - Kocham tego palanta, rozumiesz? KOCHAM!
- W takim razie nie tylko moje serce jest głupie, ty też nie umiesz mądrze kochać.
- Nie ma czegoś takiego jak mądra miłość - była już coraz bliżej - Serce nie sługa.
- Ale ja widzę to teraz inaczej - już nie mógł, odwrócił wzrok. Nagle poczuł jak Hermiona łapie go delikatnie za dłoń.
- Czemu to robisz?
- Bo cię kocham.
- Jeśli mnie kochasz to mnie teraz nie zostawisz tu samej, Draco. Jeśli mnie kochasz to nie pozwolisz mi patrzeć na twoją śmierć. Jeśli mnie kochasz to nie odejdziesz...
Malfoy spojrzał raz jeszcze w dół. Albo Hermiona albo twardy beton... Nie minęło pięć minut, a obejmował już Granger w miłosnym uścisku. Potrzebował jej teraz tak jak ostatnio ona jego. Jeśli miał jej teraz płakać w rękaw to nie wstydził się tego. Nie da się długo udawać kogoś kim się nie jest, a on nie jest aż tak silny, żeby oprzeć się własnym uczuciom. Nie jest aż tak silny, żeby powstrzymać strumień łez.
- Przepraszam - wyszeptał - Jestem okropny.
Hermiona odsunęła go trochę od siebie i spojrzała mu głęboko w szare oczy.
- Nie. Jesteś cudowny - pocałowała go delikatnie - A teraz chodź, znalazłam wyjście
Wyszli przez pokój, który na pewno wcześniej tu nie był, ale grunt, że żyli, że Malfoy żył. Poszli do jakiejś kawiarni trochę ochłonąć.
- Draco...
- Tak?
- Nie chciałbyś może iść do psychologa? - zapytała poważnie Gryfonka.
- Co? Oczywiście, że nie! - powiedział oburzony, że nawet o tym pomyślała.
- Dobrze, jeśli tylko obiecasz...
- Obiecuję - odpowiedział szybko.
- Jeśli tylko obiecasz, że zabierzesz mnie teraz daleko od tego przeklętego kina i spędzisz ze mną wieczór - pierwszy raz to Granger uśmiechnęła się w taki sposób.
- Nawet i całą noc...i ranek... i następny tydzień - od razu poprawił mu się humor. Hermiona wyciągnęła do niego rękę w teatralnym geście.
- A więc jesteśmy umówieni panie Malfoy?
- Tak jest pani Granger - odpowiedział i ucałował jej dłoń.
**********************************************
Przepraszam, że ten rozdział jest taki krótki Emotikon unsure Mimo to mam nadzieję, że Wam się podoba ^^ Pamiętajcie zostawić komentarz Emotikon kiss
- Coś się stało? - zapytała zaspanym głosem.
- Tak. Znaczy nie... - mówił blondyn nie patrząc nawet na nią - Tu jest coś nie tak. Czuję się jakby ktoś chciał mi coś przekazać, ale nie wiem co...
- Daj mi to - powiedziała Hermiona, ale Malfoy ani nie drgnął. Gwałtownym ruchem wyrwała mu kawałek papieru. Przyjrzała się karteczce i przez chwilę pomyślała, że Malfoy oszalał.
- Tu nic nie pisze...
- Dziwne - stwierdził chłopak. Wziął to co uważał już za swoje patrzył ze zdumieniem - Teraz już jest napis, ten co przed chwilą... - powiedział.
- Czyli?
- Czyli - zaczął i wstał - jest to moja sprawa i nie muszę ci o tym mówić.
- Draco przestań. To nasz wspólny problem.
- Nie Hermiono, dalej nie rozumiesz? Jesteśmy głupi. Ja jestem głupi! To ja dostałem myślodsiewnię, to mnie prześladują dziwne rzeczy. Nie mieszaj się w to!
- Przestań! - krzyknęła na niego Granger. Czuła, że zaraz wybuchnie płaczem.
- Nie, nie przestanę! - Ślizgon tylko bardziej się nakręcał - Nie przestanę, a wiesz czemu? Bo cię kocham! Kocham cię chociaż ty tego nie dostrzegasz!!! Próbuję cię bronić, cały czas! Kto był przy tobie kiedy tak się wczoraj bałaś? - Hermiona milczała- Kto cię wspierał nie patrząc na to czy to mądre? Kto odpuszczał tylko po to, żeby sprawić ci przyjemność? Ja! Wszystko ja! Bałaś się wczoraj, a ja zamiast myśleć o swoim życiu zgadnij o kim myślałem? O tobie! Chcesz się użalać nad sobą??? Śmiało! Ja idę szukać stąd wyjścia bo ty masz chyba teraz większy problem!!! - wybiegł z pokoju, trzasnął drzwiami. Hermiona zakryła twarz dłońmi. To jej wina.
Draco biegł na górę nie myśląc o tym, że może czekać tam na niego śmierć. Twarz miał całą we łzach. Tak, on silny i dostojny Draco Malfoy płakał teraz jak dziecko. Walnął się pięścią w klatkę piersiową. "Moje serce to idiota!!!" - krzyczał w myślach. Wbiegł na schody potykając się co chwila. Na przeciwko było duże okno. Usiadł na parapecie, oparł łokcie na kolanach, złapał się za głowę... i łkał. To był płacz jak nigdy. Pamiętał jak ojciec na niego krzyczał, pamiętał jak nakazano mu pójść w ślady rodziców jednak to wszystko zdawało się teraz niczym. Hermiona Granger była najlepszą i najgorszą decyzją jego życia.
- Czego ona tu nie widzi? - zaczął gadać do siebie - Poświęcam się dla niej, a ona próbuje mnie jeszcze zranić i zginąć na moich oczach. Każda jej łza, każdy dreszcz przechodzący przez jej ciało kiedy się boi są dla mnie niczym cios w twarz. A zresztą mówię jak debil. W ogóle powinienem nic nie mówić. Jestem chory psychicznie - uderzył się w brzuch pięścią -Idiota.
Wyjął z kieszeni kartkę i zaczął czytać... znowu.
Słuchaj Malfoy, jesteś głupi myśląc, że ona to przeżyje. Nigdy mnie nie znajdziesz, nigdy nie znajdziesz Lily Potter i nigdy nie znajdziesz siebie. Jesteś dzieckiem pecha, nigdy nie powinieneś się nawet urodzić. Nigdy.
Na kartkę spadła łza. Jedna... druga i atrament się rozmył.
- To prawda - znowu mówił do siebie - Powinien zniknąć. Spojrzał na okno za sobą. Chciał dać Ganger ciepło, chciał jej dać miłość, ale nie mogła od niego dostać czegoś czego sam nie potrafił jej dać. Wstał, obrócił się i przyglądał się swojemu odbiciu w szybie.
- Wilk w owczej skórze... - stwierdził. Milczał chwilę jeszcze patrząc na potwora, którym był - Daj tej dziewczynie spokój! - krzyknął i rozbił szybę mocnym kopnięciem.
Hermiona zerwała się na nogi i biegiem ruszyła na górę. Zwolniła dopiero przy schodach. Powoli mijała kolejne stopnie. Kiedy weszła na górę wciągnęła gwałtownie powietrze. Nic, wilkołak chcący ją zabić, Voldemort, nic, nic nie było straszniejsze od widoku Dracona we krwi, który właśnie chciał odebrać sobie życie. Stał tak z rozłożonymi rękami i patrzył w dół jakby się zastanawiał czy to dostatecznie wysoko.
-Draco stój!!! - krzyknęła dziewczyna. Blondyn odwrócił twarz w jej stronę, twarz pełną bólu.
- Nie rozumiesz - ledwo mógł mówić - Nigdy nie rozumiałaś. Nie zasłużyłaś na życie u boku takiego palanta jak ja.
- Draco... - Hermiona zbliżała się do niego powoli - Kocham tego palanta, rozumiesz? KOCHAM!
- W takim razie nie tylko moje serce jest głupie, ty też nie umiesz mądrze kochać.
- Nie ma czegoś takiego jak mądra miłość - była już coraz bliżej - Serce nie sługa.
- Ale ja widzę to teraz inaczej - już nie mógł, odwrócił wzrok. Nagle poczuł jak Hermiona łapie go delikatnie za dłoń.
- Czemu to robisz?
- Bo cię kocham.
- Jeśli mnie kochasz to mnie teraz nie zostawisz tu samej, Draco. Jeśli mnie kochasz to nie pozwolisz mi patrzeć na twoją śmierć. Jeśli mnie kochasz to nie odejdziesz...
Malfoy spojrzał raz jeszcze w dół. Albo Hermiona albo twardy beton... Nie minęło pięć minut, a obejmował już Granger w miłosnym uścisku. Potrzebował jej teraz tak jak ostatnio ona jego. Jeśli miał jej teraz płakać w rękaw to nie wstydził się tego. Nie da się długo udawać kogoś kim się nie jest, a on nie jest aż tak silny, żeby oprzeć się własnym uczuciom. Nie jest aż tak silny, żeby powstrzymać strumień łez.
- Przepraszam - wyszeptał - Jestem okropny.
Hermiona odsunęła go trochę od siebie i spojrzała mu głęboko w szare oczy.
- Nie. Jesteś cudowny - pocałowała go delikatnie - A teraz chodź, znalazłam wyjście
Wyszli przez pokój, który na pewno wcześniej tu nie był, ale grunt, że żyli, że Malfoy żył. Poszli do jakiejś kawiarni trochę ochłonąć.
- Draco...
- Tak?
- Nie chciałbyś może iść do psychologa? - zapytała poważnie Gryfonka.
- Co? Oczywiście, że nie! - powiedział oburzony, że nawet o tym pomyślała.
- Dobrze, jeśli tylko obiecasz...
- Obiecuję - odpowiedział szybko.
- Jeśli tylko obiecasz, że zabierzesz mnie teraz daleko od tego przeklętego kina i spędzisz ze mną wieczór - pierwszy raz to Granger uśmiechnęła się w taki sposób.
- Nawet i całą noc...i ranek... i następny tydzień - od razu poprawił mu się humor. Hermiona wyciągnęła do niego rękę w teatralnym geście.
- A więc jesteśmy umówieni panie Malfoy?
- Tak jest pani Granger - odpowiedział i ucałował jej dłoń.
**********************************************
Przepraszam, że ten rozdział jest taki krótki Emotikon unsure Mimo to mam nadzieję, że Wam się podoba ^^ Pamiętajcie zostawić komentarz Emotikon kiss
środa, 29 kwietnia 2015
Rozdział. 22
Malfoy i Granger wyszli z kawiarni w wyśmienitym nastroju. Te uczucia, ta muzyka... Draco świetnie to wykombinował. Racja, Hermionę nie jest łatwo namówić na "takie szaleństwa", ale jak chłopak wywnioskował, warto się trochę pomęczyć.
- Draco - powiedziała Hermiona wyrywając go z rozmyśleń.
-Tak?
- My mamy zadanie - powrót do rzeczywistości. Dlaczego musieli to robić. Po ostatnich dniach Dracon przepadł w zupełnie innym świecie.
- Racja -powiedział niby obojętnie - Ale...
- Ale co?
- Musisz mi to jakoś wynagrodzić - uśmiechnął się w ten swój irytujący sposób, humor mu wrócił.
- Malfoy, nie pogrywaj sobie ze mną...
- A chciałbym... - Hermiona już nic nie odpowiedziała bo widziała, że to nie ma sensu. Szli jeszcze chwilę i dopiero teraz doszło do niej w jak trudnej są sytuacji. Matka Harry'ego może żyć, Snape jest w Nowym Jorku, a jej chłopak nie wiadomo czego jest w to wszystko zamieszany.
- Złap mnie za rękę - rozkazała dziewczyna. Nawet nie pytał. Teleportowali i otoczenie zmieniło się drastycznie. Z pięknego miasta zakochanych dotarli teraz do deszczowego, szarego Nowego Jorku. Snape mógł być wszędzie, dosłownie wszędzie. Ruszyli z miejsca bez słowa. Brudne budynki, graffiti, teraz wszystko było ponure i chłodne. Dziewczyna miała same dziwne przeczucia, nie zdziwiłaby się kiedy jedna z przechodzących obok kobiet wbiła jej nagle nóż w plecy albo gdyby rozstrzelano ich na miejscu. Gdyby nie to, że dobrze znała ten zapach to pewnie walnęłaby teraz nachylającego się do niej Malfoya.
- Widzisz tego faceta w skórzanej kurtce i czarnych okularach? - zapytał szeptem, czuła jego oddech na szyi - Tu czuć eliksir wielosokowy - powiedział, zrozumiała. Odskoczyli pod ścianę niby się całując. Draco zasłonił ich swoją kurtką, a aktorstwo stało się rzeczywistością.
- Malfoy co ty robisz?! - syknęła kiedy udało jej się uwolnić z jego uścisku i oderwać od jego ust.
- Też muszę coś z tego mieć, skarbie - uśmiechnął się łobuzersko.
- Och zamknij się - powiedziała i odwróciła się do niego plecami. Już miała wydrzeć się na Ślizgona, że przez niego ten facet zniknął, ale widziała go bardzo dobrze. Był po drugiej stronie ulicy i wchodził do jakiegoś starego kina. Malfoy poprawiał włosy i zgrywał obrażonego.
- Idziemy, Draco - powiedziała Hermiona i od razu poszła w tamtą stronę. Chłopak prychnął, ale poszedł za nią. Przebiegli przez ulicę nie myśląc nawet, że jakieś auto ich potrąci. Granger otworzyła drzwi nieczynnego kina, zaskrzypiały. Już chciała sprawdzić, gdzie to się znowu jej chłopak podziewa, ale stał tuż za nią.
- Martwisz się o mnie - stwierdził.
- Pójdźmy na kompromis - zaproponawała dziewczyna.
- Słucham - powiedział blondyn i oparł się o framugę drzwi.
- Teraz ja rządzę, wieczorem ty.
- Tak jest pani kapitan! - zawołał Draco uradowany z takiego rozwoju akcji. Hermiona wywaliła oczami i weszła do środka. Było tu mnóstwo kurzu, scena i poszarpane stare fotele. Pod ścianą znajdowały się schody. Nagle ich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk. Hermiona rzuciła się biegiem do schodów, ale Malfoy złapał ją za ramię i odwrócił w swoją stronę.
- Wiem, że mamy umowę, ale na Merlina nie dotrzymasz słowa jak zginiesz przed końcem dnia - mówił niby żartem, ale w jego oczach kryła się troska - Obiecaj mi, że będziesz uważać. Obiecaj...
- Obiecuję - odparła z powagą. Chłopak złapał ją za rękę i oboje poszli w stronę schodów. Krzyki ucichły, teraz słyszeli tylko oddech drugiej osoby i jak serca im szybciej biją. Pierwszy stopień, drugi, trzeci... Kiedy schody się skończyły Hermiona gwałtownie nabrała powietrza do płuc. Draco ją złapał. Przed nimi była kałuża krwi, a w niej jakiś naszyjnik.
- Oprzyj się o ścianę - powiedział Draco do dziewczyny i schylił się po złoty przedmiot. Złapał za łańcuszek i wziął ociekającą krwią biżuterię. Na łańcuszku była ozdoba przypominająca klatkę dla ptaka z jednym małym rubinem. Nacisnął klejnot i zamiast przerażającej biżuterii trzymał w dłoniach papierowy liścik. "Róbcie tak dalej, a nie dożyjecie jutra" - ledwo przeczytał napis zniknął. Chłopak milczał chwilę. Przykucnął teraz i spojrzał w oczy Hermionie, która kuliła się pod ścianą. Twarz miała we łzach, cała drżała.
- Miona - odezwał się do niej - Miona skarbie, wracamy - powiedział Draco, a kiedy na niego spojrzała przeszył go ból, już nigdy nie chciał jej oglądać w takim stanie. Pomógł jej wstać i objął ją ramieniem. Kiedy zeszeli już na dół i mieli wyjść Dracon oglądnał się mając nadzieję, że już ostatni raz widzi to miejsce. Nacisnął klamkę, ale drzwi ani drgnąły. Poczuł, że Hermionę przeszedł dreszcz.
- Alohomora! - dalej nic. Zaczął się nerwowo szarpać z klamką.
- Cholera jasna! - wydarł się. Kopał w drzwi, walił pięścią, ale to nic nie dało. Hermiona zaczęła cicho płakać, a kiedy Malfoy tylko wyłapał dźwięk jej płaczu zatrzymał się gwałtownie. Objął ją mocno.
- Miona nie płacz - szeptał do niej - jesteś silna, dasz radę, my damy radę...
- Draco - powiedziała Hermiona wyrywając go z rozmyśleń.
-Tak?
- My mamy zadanie - powrót do rzeczywistości. Dlaczego musieli to robić. Po ostatnich dniach Dracon przepadł w zupełnie innym świecie.
- Racja -powiedział niby obojętnie - Ale...
- Ale co?
- Musisz mi to jakoś wynagrodzić - uśmiechnął się w ten swój irytujący sposób, humor mu wrócił.
- Malfoy, nie pogrywaj sobie ze mną...
- A chciałbym... - Hermiona już nic nie odpowiedziała bo widziała, że to nie ma sensu. Szli jeszcze chwilę i dopiero teraz doszło do niej w jak trudnej są sytuacji. Matka Harry'ego może żyć, Snape jest w Nowym Jorku, a jej chłopak nie wiadomo czego jest w to wszystko zamieszany.
- Złap mnie za rękę - rozkazała dziewczyna. Nawet nie pytał. Teleportowali i otoczenie zmieniło się drastycznie. Z pięknego miasta zakochanych dotarli teraz do deszczowego, szarego Nowego Jorku. Snape mógł być wszędzie, dosłownie wszędzie. Ruszyli z miejsca bez słowa. Brudne budynki, graffiti, teraz wszystko było ponure i chłodne. Dziewczyna miała same dziwne przeczucia, nie zdziwiłaby się kiedy jedna z przechodzących obok kobiet wbiła jej nagle nóż w plecy albo gdyby rozstrzelano ich na miejscu. Gdyby nie to, że dobrze znała ten zapach to pewnie walnęłaby teraz nachylającego się do niej Malfoya.
- Widzisz tego faceta w skórzanej kurtce i czarnych okularach? - zapytał szeptem, czuła jego oddech na szyi - Tu czuć eliksir wielosokowy - powiedział, zrozumiała. Odskoczyli pod ścianę niby się całując. Draco zasłonił ich swoją kurtką, a aktorstwo stało się rzeczywistością.
- Malfoy co ty robisz?! - syknęła kiedy udało jej się uwolnić z jego uścisku i oderwać od jego ust.
- Też muszę coś z tego mieć, skarbie - uśmiechnął się łobuzersko.
- Och zamknij się - powiedziała i odwróciła się do niego plecami. Już miała wydrzeć się na Ślizgona, że przez niego ten facet zniknął, ale widziała go bardzo dobrze. Był po drugiej stronie ulicy i wchodził do jakiegoś starego kina. Malfoy poprawiał włosy i zgrywał obrażonego.
- Idziemy, Draco - powiedziała Hermiona i od razu poszła w tamtą stronę. Chłopak prychnął, ale poszedł za nią. Przebiegli przez ulicę nie myśląc nawet, że jakieś auto ich potrąci. Granger otworzyła drzwi nieczynnego kina, zaskrzypiały. Już chciała sprawdzić, gdzie to się znowu jej chłopak podziewa, ale stał tuż za nią.
- Martwisz się o mnie - stwierdził.
- Pójdźmy na kompromis - zaproponawała dziewczyna.
- Słucham - powiedział blondyn i oparł się o framugę drzwi.
- Teraz ja rządzę, wieczorem ty.
- Tak jest pani kapitan! - zawołał Draco uradowany z takiego rozwoju akcji. Hermiona wywaliła oczami i weszła do środka. Było tu mnóstwo kurzu, scena i poszarpane stare fotele. Pod ścianą znajdowały się schody. Nagle ich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk. Hermiona rzuciła się biegiem do schodów, ale Malfoy złapał ją za ramię i odwrócił w swoją stronę.
- Wiem, że mamy umowę, ale na Merlina nie dotrzymasz słowa jak zginiesz przed końcem dnia - mówił niby żartem, ale w jego oczach kryła się troska - Obiecaj mi, że będziesz uważać. Obiecaj...
- Obiecuję - odparła z powagą. Chłopak złapał ją za rękę i oboje poszli w stronę schodów. Krzyki ucichły, teraz słyszeli tylko oddech drugiej osoby i jak serca im szybciej biją. Pierwszy stopień, drugi, trzeci... Kiedy schody się skończyły Hermiona gwałtownie nabrała powietrza do płuc. Draco ją złapał. Przed nimi była kałuża krwi, a w niej jakiś naszyjnik.
- Oprzyj się o ścianę - powiedział Draco do dziewczyny i schylił się po złoty przedmiot. Złapał za łańcuszek i wziął ociekającą krwią biżuterię. Na łańcuszku była ozdoba przypominająca klatkę dla ptaka z jednym małym rubinem. Nacisnął klejnot i zamiast przerażającej biżuterii trzymał w dłoniach papierowy liścik. "Róbcie tak dalej, a nie dożyjecie jutra" - ledwo przeczytał napis zniknął. Chłopak milczał chwilę. Przykucnął teraz i spojrzał w oczy Hermionie, która kuliła się pod ścianą. Twarz miała we łzach, cała drżała.
- Miona - odezwał się do niej - Miona skarbie, wracamy - powiedział Draco, a kiedy na niego spojrzała przeszył go ból, już nigdy nie chciał jej oglądać w takim stanie. Pomógł jej wstać i objął ją ramieniem. Kiedy zeszeli już na dół i mieli wyjść Dracon oglądnał się mając nadzieję, że już ostatni raz widzi to miejsce. Nacisnął klamkę, ale drzwi ani drgnąły. Poczuł, że Hermionę przeszedł dreszcz.
- Alohomora! - dalej nic. Zaczął się nerwowo szarpać z klamką.
- Cholera jasna! - wydarł się. Kopał w drzwi, walił pięścią, ale to nic nie dało. Hermiona zaczęła cicho płakać, a kiedy Malfoy tylko wyłapał dźwięk jej płaczu zatrzymał się gwałtownie. Objął ją mocno.
- Miona nie płacz - szeptał do niej - jesteś silna, dasz radę, my damy radę...
Znaleźli sobie jeden pusty pokój. Nie było tam nic niepokojącego, ale też nic z czego mogliby się cieszyć. Usiedli pod ścianą. Draco bez kurtki, próbujący zgrywać twardego, Hermiona opatulona kurtką swojego ukochanego trzęsła się przerażona. Z góry doszedł ich kolejny przeraźliwy krzyk. Gryfonka wtuliła się w chłopaka i płakała mu w rękaw.
And if we shoull die tonight - zaczął chłopak cicho śpiewać - Then we shoul all die together.Raise a glass of wine for the last time,Calling out father of
And if we shoull die tonight - zaczął chłopak cicho śpiewać - Then we shoul all die together.Raise a glass of wine for the last time,Calling out father of
prepere as we will, Watch the flames burn auburn on The mountainside Desolation comes upon the sky...
Hermiona wpiła się w jego usta gwałtownie.
- We shoul all die together - powtórzyła i wróciła do pocałunku. Całowali się jak szaleni szukając odrobiny szczęścia w krainie śmierci. Ona mierzwiła mu włosy, on ściskał ją z całych sił. And I see fire, hollowing souls... Ludzie giną każdego dnia, w każdej chwili. Jeśli oni mieli zginąć tej nocy to czuli się zaszczyceni taką śmiercią, śmiercią w walce z przeznaczeniem, śmierć u boku tej jednej, jedynej osoby. I see fire , blood in the breeze and I hope that you remember me... Nigdy nikt nie kochał bardziej niż ta dwójka. To był zwykły związek dwójki zakochanych ludzi, ale przyszedł sztorm. To jak miłość z bajki, bajki którą rodzice straszyli niegrzeczne dzieci. Krzyki z góry ucichły, a może to oni ich do siebie nie dopuszczali. Zatracili się całkowicie w tym porywie namiętności, liczyli się tylko oni. Kurtka Dracona leżała teraz gdzieś rzucona w kąt, nie mieli nic, tylko siebie nawzajem. Uczyli się siebie na nowo, a byli to bardzo pojętni uczniowie. Teraz nawet trzęsienie ziemi by im nie przeszkodziło. Wszystko prze ogień, który rozpalali coraz bardziej aż w ich sercach wybuchł pożar...
Hermiona wpiła się w jego usta gwałtownie.
- We shoul all die together - powtórzyła i wróciła do pocałunku. Całowali się jak szaleni szukając odrobiny szczęścia w krainie śmierci. Ona mierzwiła mu włosy, on ściskał ją z całych sił. And I see fire, hollowing souls... Ludzie giną każdego dnia, w każdej chwili. Jeśli oni mieli zginąć tej nocy to czuli się zaszczyceni taką śmiercią, śmiercią w walce z przeznaczeniem, śmierć u boku tej jednej, jedynej osoby. I see fire , blood in the breeze and I hope that you remember me... Nigdy nikt nie kochał bardziej niż ta dwójka. To był zwykły związek dwójki zakochanych ludzi, ale przyszedł sztorm. To jak miłość z bajki, bajki którą rodzice straszyli niegrzeczne dzieci. Krzyki z góry ucichły, a może to oni ich do siebie nie dopuszczali. Zatracili się całkowicie w tym porywie namiętności, liczyli się tylko oni. Kurtka Dracona leżała teraz gdzieś rzucona w kąt, nie mieli nic, tylko siebie nawzajem. Uczyli się siebie na nowo, a byli to bardzo pojętni uczniowie. Teraz nawet trzęsienie ziemi by im nie przeszkodziło. Wszystko prze ogień, który rozpalali coraz bardziej aż w ich sercach wybuchł pożar...
**********************
Jest to taki nie długi rozdział, ale mam nadzieję, że jakoś wynagrodziłam Wam moją długą nieobecnosć. Czekam na Waszą opinię :)
poniedziałek, 6 kwietnia 2015
Rozdział.21
Szybko przeproszę za tak długą nie aktywność - BRAK INTERNETU. Mam nadzieję, że ten rozdział Wam to wynagrodzi, miłego czytania ;)
- Jesteś gotowa? - spytał Draco zza drzwi.
- Prawie - odpowiedziała i kilka sekund później wyszła z łazienki. Szybko jednak stanęła w miejscu bo Malfoy był ubrany w płaszcz i wyraźnie chciał gdzieś iść.
- Weź kurtkę czy coś, pada - powiedział wyszedł.
•
Szkoda, że ona jest aż taka... taka. Może tu trzeba działać jakoś inaczej...
Hermiona wyszła na korytarz więc wewnętrzny głos Draco natychmiast zamilkł. Uśmiechnął się do niej.
- No to idziemy - powiedział, wziął ją za rękę i poszli do windy. Jechali w ciszy. Malfoy znowu zaczął gadać sam ze sobą.
Pytanie tylko jak to zrobić,żeby wypaliło... Napewno będę musiał ją jakoś zachęcić. Nie no, ale w sumie to nie musi być aż takie trudne. Zacznie się jak zawsze, a potem... Albo nie! Przecież Granger nie jest z kamienia, ona też musi mieć w sobie to "kobiece coś" . Zresztą im wcześniej to się zacznie... stop! Człowieku ogarnij się! Czemu ona zawsze (no prawie_) musi mieć rację? Zboczony kosmita...
- Eee... Draco winda stoi - odezwała się Gryfonka.
- A! Racja. Ten, no... chodźmy - odezwał się i szybko wyszedł z windy. Wyszli przed hotel i Granger się zatrzymała.
- Gdzie my tak właściwie idziemy?
- Niespodzianka - odpowiedział jej chłopak z tym swoim uśmiechem - Po prostu chodź - dodał i złapał ją za rękę. Kochał ją, choćby był niewiadomo jak głupi, zboczony czy cokolwiek to kochał ją i miała prawo to czuć. Mijali budynki miasta miłości każdy czując co innego, ale jedno w tym momencie było u nich takie samo, zapomnieli o ważnym zadaniu, problemach - teraz liczyli się tylko oni. Granger zauważyła ładną nowoczesną kawiarenkę, która od razu przykuła jej wzrok. Malfoy kątem oka zauważając gdzie dziewczyna się patrzy szybko zmienił plany (których nie miał). Poszli w tamtą stronę. Kiedy weszli zajęli pierwszy wolny stolik. Jedna ściana wyglądała jak ogromna szachownica,w tle słychać było jak ktoś gra na fortepianie. Hermionę ciarki przeszły po plecach. Wszystko utrzymane było w elegancji, ale mimo to wystrój był oryginalny. Z kolei wzrok Draco przyciągnęły duże zamknięte drzwi zdobione podobnie jak w jego dormitorium.
- Zaraz wracam - powiedział do Gryfonki i poszedł coś zamówić.
- Przepraszam, co jest w tamtym pokoju? - zapytał kobiety stojącej za ladą.
- Och to jest dość... specjalne pomieszczenie. Za drzwiami kryje się korytarz.
- A dalej?
- A dalej różne pokoje. Można je wynająć.
Wynająć? Świetnie!
- Ile kosztuje najdroższy pokój? - spytał Malfoy, a kobieta zrobiła wielkie oczy ze zdumienia.
- 120 euro za godzinę.
- No to kolejne pytanie; kiedy będzie wolny - pytał chłopak nie wiedząc nawet w co się pakuje.
- Cały dzień.
- W takim razie zamawiam na półtorej godziny - powiedział szczerząc się i podał jej szybko 240 euro - Reszty nie trzeba.
- O-o-okay. Proszę, to klucz. Te większe drzwi nie są zamknięte - powiedziała kobieta i poszła.
Chłopak podszedł do stołu bardzo dumny z siebie.
- Chodź mam lepsze miejsce - uśmiechnął się i podał Hermionie rękę.
- Nie wiem co ty znowu kombinujesz, ale...
- Ale ci się podoba - przerwał jej Malfoy - No chodźmy już - uśmiechnął się, a dziewczyna nie potrafiła już dłużej powstrzymywać ciekawość. Co to mogło być?
Weszli przez duże drzwi. Rzeczywiście za nimi był korytarz. Piękny, bogato zdobiony korytarz. Ślizgon sprawdził numer na kluczu. 12. Dwunastka była na końcu korytarza. Przekręcił klucz i ich oczom ukazał się duży pokój z stołem przy ścianie. Były tam kawa w dzbanku, filiżanki, bułki, ale najbardziej zwracał na siebie uwagę czarny fortepian na środku.
Strzał w dziesiątkę!
- Umiesz grać? - spytał chłopak uśmiechając się słodko.
- Nie.. znaczy tak, znaczy... - usiedli - Kiedy miałam 8 lat chodziłam na lekcje, ale to trwało tylko tydzień i...
- Miona?
- Tak?
- Czym ty się tak przejmujesz?
- No to nie umiem - powiedziała Granger i wyraźnie jej ulżyło.
- To cię nauczę - powiedział chłopak zadowolony z takiego obrotu sprawy. Przybliżył się do niej i zagrał jakąś melodię.
- A teraz wolniej. Zapamiętaj moje ruchy - polecił jej i powtórzył wszystko. Kiedy skończył Hermiona niepewnie zaczęła grać.
- I?
- Szybko się pani uczy pani Granger - odpowiedział jej tylko Draco głosem pełnym czułości - A dalej było tak - powiedział i zaczął grać. Trwało to krótko, a Hermiona starannie obserwowała każdy jego ruch. Starała się zagrać tak samo.
- Dobrze? - spytała.
- Cudnie - odpowiedział jej Draco i pocałował ją w czoło. Dziewczyna oparła się o jego ramię i zamknęła oczy.
- Zagraj mi coś... - poprosiła.
- Z przyjemnością - odpowiedział jej chłopak i zaczął coś grać. Zaczynało się słodko, delikatnie i nagle melodia przyspieszyła. Potem znowu zwolniła i znowu. Muzyka jak trzęsienie ziemi, jak sztorm... jak ich miłość. Granger widziała teraz dużo więcej. Widziała, że trafiła na kogoś ze snów, kogoś delikatnego, ale i z charakterem. Chłopaka z marzeń,lepszego niż w wszystkich książkach o miłości razem wziętych. Po głowie chodziło jej jedno zdanie "Maybe I just wanna be yours?". Liczył się tylko on. Była jego i chciała taka być aż do śmierci... plus trzy dni. Muzyka ucichła. Ciepłe wargi musnęły jej usta.
- Kocham Cię Granger - zamruczał blondyn.
- Ale ja bardziej...
- No nie sądzę... - powiedział i wpił się w jej wagi. Poznawał ją na nowo. To był pocałunek głęboki jak nigdy. Zaczął całować ją po szyi. Ręce dziewczyny błądziły po ciele jej partnera. Draco zszedł niżej. Hermiona oparła się dłońmi o fortepian. Przesunęli się tak, że praktycznie leżała teraz na klawiszach. Draco zaczął jeździć palcami o klawiszach, ale ust nie odrywał od Gryfonki. Hermiona lekko się podniosła i musnęła jego szyję. W uszach grała jej muzyka. Muzyka dynamiczna, zmysłowa, a w tle grał fortepian. Mijały sekundy... minuty... A oni nadal trwali w tym tańcu dwóch spragnionych siebie ciał. Puścili wodze rozsądku. Serca biły im szybciej w rytmie szaleńczej muzyki miłości. ♦
Tak właśnie Hermiona Granger została przekonana muzyką. a utwór, który Draco później skomponował znaczył więcej niż tylko nuty.
*******************************************************************************
I jak? To taki rozdział przeprosinowy :* Nowy pojawi się w ciągu najbliższych dwóch dni ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)