Hermiona
schowała się w schowku na miotły i miała zamiar siedzieć tam aż Harry i Ron
sobie pójdą.Co ich obchodziło jej życie? Jasne,że to jej przyjaciele,ale ma
prawo chodzić z kim chce chociaż raczej nie nazwała by tak (jeszcze) relacji jej i
Malfoy'a.Wyznali sobie miłość,dwa słowa: KOCHAM CIĘ.Nic więcej nie
potrzebowała,ale jednak to tak OFICJALNIE nie mogła tego nazwać
chodzeniem.Siedziała w schowku dopiero 2 minuty,ale już było i jej bardzo
zimno.Jakby ogrzewanie nie docierało do tego pomieszczenia.Może i też właśnie
fakt,że nie jest jej tu za przyjemnie pomógł jej wzbudzić w sobie odwagę.Jest
Gryfonką? Jest! W jaki sposób okazywała swoją Gryfońską odwagę chowając się
przed nimi? Ba,nawet rzuciła zaklęcie na drzwi,żeby nie weszli!
- Alohomora - powiedziała półszeptem i otworzyła delikatnie drzwi.Otrożnie wystawiła
głowę sprawdzając czy nikogo tam nie ma i poszła w stronę Rona i Harry'ego.Szła
korytarzem nabierając pewności siebie z każdym krokiem.To oni powinni się wstydzić,że w
ogóle tak się jej o to czepili.Jeszcze to bezczelne gapienie... Wychodząc zza
zakrętu zauważyła rozmawiających ze sobą chłopaków.Wybraniec jakby coś Ronowi
tłumaczył i już w Hermionie rosła nadzieje,ale kiedy popatrzyli na nią obaj tym
oskarżycielskim spojrzeniem nadzieja prysła.Stanęła przed nimi z założonymi
rękami i uniesioną głową.Obaj mierzyli ją wzrokiem.
-
Wytłumaczysz się jakoś? - odezwał się w końcu Harry.
- Nie. -
rzuciła krótko. - A już na pewno nie wam.
- Taa.Czyli
to my jesteśmy tu ci źli?! - powiedział rudy zaciskając dłonie w pięści.Harry
widząc zdenerwowanie przyjaciela lekko szturchnął go łokciem,ale sam był tylko
w trochę lepszym stanie.
- No ja tu
niczego winna nie jestem. - mówiła Hermiona cały czas utrzymując pewność
siebie.
- Yhym
czyli rozumiem,że Malfoy cię napadł,tak? - pytał Ron z sarkazmem.
- Nikt mnie
nie napadł - wysyczała Hermiona.
- Hermiona,Malfoy to zwykły tchórz.Cham skończony... - mówił Harry z nutą troski,ale
słysząc o tchórzu aż co się w niej zagotowało.A kto uratował jej życie
narażając swoje własne? Kto jak kto,ale Draco nie był tchórzem!
- On nie
jest tchórzem! - krzyknęła Gryfonka zrzucając maskę opanowania.
- Jest. -
wciął się Ronald.
-NIE!!!! -
wydarła się tak,że obu chłopaków zamurowała i pobiegła do dormitorium starając się nie wybuchnąć płaczem.Nie
chciała iść na lekcję.Przecież to jej
przyjaciele,powinni uszanować jej wybory.Czy kochać kogoś to grzech? Nawet
jeśli to nie potrafiła inaczej.Przy Draco nie czuła się sama,wiedziała,że z nim
jest bezpieczna,przy nim miała więcej siły.Ale nie mogła do niego pójść,po prostu
nie mogła... Będąc w pokoju wspólnym rozglądnęła się i zauważyła,że jest
sama.No tak,wszyscy mieli lekcje.Rzuciła się więc na sofę przy kominku i
wtuliła twarz w poduszkę.Z oczu spływały jej łzy.Podniosła się i zobaczyła
kubek z kawą,której rano nie zdążyła wypić.Łamiącym się głosem wypowiedziała zaklęcie Accio.Mogła użyć magi,żeby ją podgrzać,ale nie dbała teraz o takie drobnostki.Piła kawę i patrzyła w ogień ze łzami w oczach.Ten rok był wyjątkowy,powtarzała to sobie już wiele razy,ale wyjątkowy w taki średnio fajny sposób.Czuła się osamotniona.Udało się jej już naprawić wszystko między nią,a Ginny,ale reszta przyjaciół zniknęła.Czy żałowała,że wkręciła się w tą całą sytuację z Draco? Ani trochę,ale nie tak to sobie wyobrażała.Lubiła rozwiązywać zagadki,wiedzieć jak najwięcej i to właśnie to wpakowało ją w kłopoty.""
Draco siedział na zaklęciach totalnie nie skupiony.Myślał o szlamowatej Gryfonce,która zamieszała mu w głowie.Jakby tak odrzucić fakt,że jest "brudnej krwi" i,że to właśnie Gryfonka...to nie byłaby taka zła,ale jak miał o tym tak po prostu nie myśleć? Tak był wychowany.Nie miał dzieciństwa jak większość dzieci.W jego domu zawsze panowała chłodna atmosfera,od małego wpajano mu do głowy,że świat dzieli się na ludzi ważnych i tych,którzy nic nie znaczą.Mimo to on ją...kochał.Lubił się z nią droczyć i w ogóle,ale miał potrzebę chronienia jej.Zabijając tego wilkołaka udowodnił to samemu sobie.Wiedział,że Granger też miała teraz papkę z mózgu.Wszystko spadło na nią tak nagle,cały ciężar prawdy.Ale nie zdawała sobie sprawy,że to był tylko cień prawdy.Nie wiedziała czemu Draco został śmierciożercą,a w rzeczywistości nie miał wyboru.Że nim zostanie było wiadomo jeszcze przed jego narodzeniem"
Od wyjścia z sali Draco szukał wzrokiem Hermiony,ale nigdzie jej nie było.Powoli się zaczynał tym wszystkim denerwować,przecież miał do niej sprawę! Nagle jak z pod ziemi wyrośli Potter i Weasley.Tylko ich mu tu jeszcze brakowało...
- Odczep się od Hermiony. - warknął rudy.
- Bo co mi zrobisz wiewióro? - spytał Draco złośliwie z szyderczym uśmiechem.Ron cały poczerwieniał i skoczył na Ślizgona,ale ten zrobił krok w bok.Ron wylądował na ziemi i klnął teraz coś pod nosem z bólu.Blondyn zaśmiał się z wyższością i poszedł dalej.Zostało mu jeszcze jedno miejsce.Jeśli chciałeś znaleźć Gryfonkę musiałeś iść do wieży Gryffindoru.""
Hermiona przeszła przez przejście na korytarz,ale nie patrząc pod nogi potknęła się.Już spięła ciało przygotowując się na spotkanie z zimnym,twardym betonem.Zamiast tego napotkała ciepłe ciało chłopaka,który ją złapał.Kojarzyła już ten zapach.Nie musiała patrzeć na godło jego domu wyszyte na szacie czy spojrzeć mu prosto w twarz,żeby wiedzieć,że to Draco.Podniosła głowę i spojrzała mu głęboko w oczy.Błękitno- szare oczy wpatrywały się w nią z czułością.Zaraz jednak chłopak oderwał się od jej czekoladowych tęczówek i zauważył rozmazany tusz do rzęs.Płakała,było to widać od razu.
- Co się stało? - spytał ją czuło jak nigdy.
- Nic. - skłamała spuszczając wzrok.Draco podciągnął ją delikatnie za podbródek zmuszając tym,żeby znowu na niego spojrzała.Nie musiał nic mówić.Hermiona nie mogła nie poddać się jego spojrzeniu.
- Ron i Harry - powiedziała prawie szeptem.Draco z miejsce poczuł jeszcze większą nienawiść do tej dwójki,najchętniej to poćwiczyłby na nich teraz zaklęcia niewybaczalne.Swoje emocje zachował jednak dla siebie.Otarł jej kciukiem łzę,która popłynęła jej po policzku.
- Mam ich zabić? - odezwał się niby żartując i próbując ją pocieszyć,ale jemu ten pomysł na prawdę przypadł mu do gustu. Hermiona pokręciła głową przecząco,ale jednak uśmiechnęła się delikatnie.
- Znowu północ? - spytała cicho dziewczyna odchodząc od przykrego (dla niej) tematu.
- A dasz radę później?
- Później? - powtórzyła unosząc z zdziwieniem brew.
- Wiesz... U nas to o północy dużo osób o spaniu nawet nie myśli. - powiedział Ślizgon już bardziej podobnym tonem do jego normalnego i z tym swoim "ślizgońskim" uśmieszkiem.
- Pierwsza? - pytała.
- Już prędzej,ale nie którzy to...
-Wy w ogóle śpicie kiedyś? - przerwała mu dziewczyna
- Zależy. - odpowiedział szczerząc zęby. - Muszę już iść na zajęcia,wracaj do tego swojego dormitorium. - pożegnał ją i pocałował w policzek na dowidzenia.
- To będę koło pierwszej powiedziała Hermiona i wróciła wieży."
Nie widziała innego wyjścia.Musiała wziąć pelerynę Harry'eggo.Wiedziała,gdzie ją trzyma bo obiło jej się to kiedyś o uszy.Kiedy weszła już do chłopaków szybko wzięła czego potrzebowała i pobiegła do siebie.Stojąc przed lustrem zarzuciła pelerynę.W momencie jej odbicie w lustrze znikło.Zastanawiała się jak to będzie w pokoju wspólnym Slytherinu czy u Draco w dormitorium (jakoś fakt,że ma swoje własne nie specjalnie ją dziwił).Chociaż jeżeli o pokój wspólny chodzi to obstawiała coś ponurego,coś w stylu taka kamienna jama bez okien i w ogóle,ale nie to teraz było ważne,liczył się cel.Była gotowa.^^^
robi się ciekawie :3 czekam na kolejny! :))
OdpowiedzUsuńBoski *.* czekam na nexta ;3
OdpowiedzUsuńKocham!!! Czytałam mnóstwo fanficów o Dramione ale twój jest najlepszy...czekam na następny :D
OdpowiedzUsuń